20-letnia Weronika M. poprosiła kolegów Grzegorza K. i Roberta P. o pomoc w wyrzuceniu niechcianego lokatora z mieszkania jej matki w Gozdnicy. To jej kuzyn, który nie płacił czynszu i miał z tego powodu długi. W efekcie wyszedł napad z użyciem śrubokrętów, pobicie i rabunek. W piątek 13 października ruszył proces przed sądem okręgowym w Zielonej Górze. Oskarżeni zaprzeczają, a poszkodowani nie zjawili się w sądzie.
Wszystko wydarzyło się 16 marca br. w Gozdnicy. Jak ustaliła żagańska prokuratura rejonowa, 20-letnia Dominika z kolegami, 29-letnim Grzegorzem K. i Robertem P, obaj karani, napadła na swojego kuzyna. Morat B. był dłużny około 1 tys. zł za czynsz i wynajem mieszkania przy ul. 1 Maja należącego do matki 20-latki. Kuzyn od dawna nie chciał płacić czynszu, mimo upomnień. Weronika na prośbę swojej mamy w końcu wzięła sprawy w swoje ręce. Morat B. został pobity. Napastnicy grozili mu śmiercią używając śrubokrętów. Na koniec ofiara i jego partnerka Eliza K. zostali okradzeni. Sprawcy zabrali dwa telefony komórkowe i około 400 zł.
Żagańska policja szybko zatrzymała Weronikę M. i Grzegorza K. Po pewnym czasie na komisariat policji sam zgłosił się też Robert P. Cała trójka została aresztowana.
W piątek, 13 października, ruszył proces. Oskarżeni nie przyznali się do rozboju. 20-latka z wykształceniem podstawowym gubiła się w zeznaniach, co wyłapywał sędzia zielonogórskiego sądu okręgowego Paweł Jurewicz. Zadawał szczegółowe pytania, na które 20-latka chwilami nie wiedziała jak odpowiedzieć. Zapewniła, że z mieszkania wzięła jedynie 50 zł i przez przypadek telefon komórkowy. Dodatkowo Weronika odpowie za znieważenie policjanta. Wyzywała go i obrażała. Powiedziała, że może opluć. W sądzie nagle wyjaśniła, że została spryskana gazem przez policjanta, i stąd wzięło się jej zachowanie.
Znacznie lepiej wypadł Grzegorz K. – Nikogo nie pobiłem, nie było żadnej przemocy – zapewniał sąd. Śrubokręty były tylko do tego, aby wymienić zamki. Zeznał, że niczego z mieszkania nie zabrał. Powiedział, że w zajściu udziału nie brał Robert P. Był jedynie na miejscu przypadkowo. Natomiast pieniądze, które przy nim znalazła policja w chwili zatrzymania, wygrał na automatach. Sędzia Jurewicz dopytywał oskarżonego o szczegóły budzące wątpliwości. Były momenty, że Grzegorz K. się gubił.
Robert P. mówił krótko. Zapewnił, że znalazł się w mieszkaniu przypadkowo i tylko na chwilę wszedł do środka. Nikogo nie uderzył i nikomu nie groził. Sam zgłosił się na policję. Wcześniej kłamał w zeznaniach, żeby nie zostać „wmieszany w tą sprawę”.
W sądzie nie zjawili się poszkodowani Morat B. i Eliza K. Są w pracy w Holandii i nie mają zamiaru przyjeżdżać do zielonogórskiego sądu. Oskarżeni zapewniają, że zostali pomówieni i chcą wyjść z aresztu, w którym są już siedem miesięcy. O uchylenie aresztów wniósł mecenas Dominik Baranowski. Sąd postanowił jednak zatrzymać całą trójkę za kratami.