Brutalny morderca niemal odciął głowę żonie. Syn uciekł przez okno (ZDJĘCIA)

Jacek L. wyraźnie schudł. W środę 9 marca siedział w sądzie za pancerną szybą skuty kajdanami za ręce i nogi. Odpowiada za wyjątkowo brutalne zabójstwo. Podrzynając gardło żonie niemal obciął jej głowę. Zrobił to na oczach syna, który przed mordercą uciekł z okna na piętrze domu w Płotach pod Zieloną Górą.

Jacka L. do sądu wprowadzili policjanci. Ze względów bezpieczeństwa ludzie opuścili korytarz, którym był prowadzony bezwzględny zabójca. Na rękach miał kajdanki. Nogi krępowały mu łańcuchy, przez co Jacek L. stawiał małe kroki. Policjanci nie odstępowali go nawet na krok. Podczas rozprawy siedział za pancerną szybą. Nic nie mówił. Wydawało się, że słucha zeznań świadków. Kilka razy lekko pokręcił głową. O nic nie pytał. Siedział spokojnie. Momentami unosił głowę.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Jacek L. nie wygląda na bestię. Ma przeciętny wygląd. W dniu aresztowania był znacznie większym mężczyzną. Wtedy trzeba było skuć go dwoma parami kajdanek, bo był tak szeroki w ramionach. Po niemal 10 miesiącach pobytu za kratami schudł i zmizerniał.

Najwięcej do sprawy wniosła sąsiadka, z którą ofiara sadysty miała najczęstszy kontakt. To z jej zeznań zaczęło rysować się piekło, w jakim żyła Ela z synem Dawidem. Pijackie awantury w czterech ścianach domu. Bicie kobiety i dziecka. Bicie tak mocne, że Ela miała połamany nos. – Była delikatną, filigranowa kobietą. Kiedy Jacek wpadał w szał musiała uciekać z domu – zeznawała przed sądem sąsiadka ofiary.

Kobiety porozumiały się. Sąsiadka powiedziała Eli jak ma wejść do jej domu uciekając przed Jackiem. Kobieta wybrała ucieczkę za dom, na drogę chowając się między drzewami. Tam przeczekiwała szał męża – sadysty.

Sytuacja była tak dramatyczna, że sąsiadka kazała Eli trzymać w szufladach jak najmniej noży, a używać tylko noża z tępą końcówką.

Jacek trafił w końcu do więzienia za znęcanie się nad dzieckiem. W tym czasie Ela trochę odżyła. Kat wyszedł po trzech miesiącach aresztu. – Wtedy był bardziej wyedukowany. Nie bił już tak żeby zostawić ślady, ale ciągał Elę za włosy po podłodze – zeznawał świadek.

Zastraszona kobieta bała się odejść od męża kata. Jacek groził jej, że jeśli odejdzie zemści się na najbliższych. Potwierdziła to sąsiadka w swoich zeznaniach. Kobieta była bezsilna. Nie miała wyjścia. Została sama z bardzo poważnym problemem. Strach przed mężem-sadystą paraliżował ją.

W środę 9 marca sąd przesłuchiwał wielu świadków. Do sprawy niczego nie wniosła ekipa karetki pogotowia, która przyjechała na miejsce zdarzenia. Jacek L. leżał wtedy skuty kajdankami twarzą do ziemi. Ręce miał skrępowane na plecach. Obok niego był syn Dawid. Krzyczał, że zabił mu matkę. On sam powtarzał -„To nie ja, to nie ja”.

Kolejny świadek widział jak Dawid ucieka z okna na piętrze swojego domu. – Podbiegł do mnie i powiedział, żebym wezwała policję. Mówił, że ojciec pociął mamę – relacjonuje sąsiadka. Kobieta nie zadzwoniła po policje. – Dlaczego pani nie wezwała policji, czy widok uciekającego przez okno chłopaka nie wydał się dziwny? – dopytywała sędzia. Świadek powiedziała, że nie potrafi odpowiedzieć na pytanie sądu. Pamięta jednak, że słyszała coś takiego „jakby ktoś wydał ostanie tchnienie”. – Tego się nie da zapomnieć, straszny dźwięk. Pracuję na co dzień z ciężko chorymi ludźmi i znam ten odgłos, kiedy ktoś odchodzi – mówiła do sądu.

Córka zeznającej opowiadała, że widziała Jacka L. na podwórzu domu. – Zmywał krew z rąk przy ogrodowym basenie – odpowiadała pytana przez sąd.

Kolejny świadek nie był kompletnie zainteresowany składaniem zeznań. – Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nie mam kontaktów z ludźmi – mówił starszy mężczyzna. Prokurator upomniała go, że składanie zeznań jest jego obowiązkiem.

Do brutalnego zabójstwa doszło 25 maja ub.r. w Płotach koło Zielonej Góry. Policję wezwał 17-letni syn ofiary, który uciekł z mieszkania widząc jak ojciec brutalnie morduje jego matkę, a swoją żonę. Prawdopodobnie ucieczka uratowała chłopcu życie.

Kiedy wezwani policjanci weszli do domu, morderca siedział na łóżku, a jego żona leżała na podłodze obok niego w kałuży krwi. To był okropny widok. Morderca zadał swojej żonie około 30 ciosów nożem. Cięcie w szyję było tak silne, że niemal odcięło kobiecie głowę. Zatrzymany Jacek L. był pijany. Brutalnemu mordercy grozi dożywocie za kratami.

On sam nie przyznaje się. Mówi, że „nie ma z tym zdarzeniem nic wspólnego”.