Ela z Zielonej Góry oszukała tysiące ludzi. Mówiła, że ma raka z przerzutami i brała kasę z fundacji

Ela B. z Zielonej Góry okrutnie oszukała tysiące ludzi brutalnie grając na ich emocjach. Mówiła, że ma raka pęcherza moczowego. Z czasem doszły przerzuty do mózgu, płuc i kości. Wiele razy symulowała umieranie. Wycięto jej pęcherz, bo posłużyła się podrobionymi wynikami badań. Latami zbierała pieniądze na kosztowne leczenie za granicą przez różne fundacje. Na zagraniczne konsultacje medyczne nie dojechała, za to bywała nad morzem. Latami bezdusznie wykorzystywała uczucia ludzi, również tych, którzy ciężko chorują na nowotwory.

Ela B. to 27-latka znana w Zielonej Górze, i nie tylko, ze swojej heroicznej walki o życie. Zmagań z ciężką, śmiertelną chorobą nowotworową. Od lat opowiadała w mediach społecznościowych o bólu i cierpieniu, z którymi zmaga się na codzień. Najpierw chłoniak śródpiersia. Potem rak pęcherza i przerzuty na mózg. Tam miał ulokować się aż pięciocentymetrowy guz. Do tego przerzuty na płuca i kości żeber. To brzmiało jak wyrok.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Ela publikowała zdjęcia w chustach na głowie po chemoterapii. Zdjęcia w szpitalnych łóżkach były normą. Dramatyczne opinie lekarzy po kolejnych diagnozach publikowała wręcz hurtowo. Na porządku dziennym były płacz, smutek i umieranie. Każdego dnia dzielnie boksowała się z niemocą do walki wciągając w to tysiące ludzi. Dziękowała przez łzy. Wyciskała ludzkie uczucia jak gąbkę.

Żałowali i pomagali

Ludzie pomagali jak tylko mogli. Ela dostawała paczki, prezenty, leki. Ludzie wysyłali jej gotówkę w kopertach. Dostawała nawet dolary od kogoś z USA. Ludzie wozili ją na badania po szpitalach w kraju i zawozili na wakacje. Chętnie wysyłali płatne smsy. Wpłacali pieniądze do wielu fundacji, przez które Ela zbierała m.in. na kosztowne zagraniczne leczenia. Jak sama informowała, klinika w Aachem  wyceniła leczenie na 21 tys. euro. Miała też jechać na konsultacje do Brukseli, ale nigdy tam nie dotarła. Ciężko chora Ela dostała nawet mieszkanie od miasta. W końcu jeździ na wózku inwalidzkim.

Ela lubi fotografować się ze znanymi ludźmi. Nie tak dawno była na nagraniu programu The Voice of Poland. Świetnie się tam bawiła. Kobieta umierająca na trzy nowotwory, poruszająca się o kulach i na wózku inwalidzkim stała i klaskała. – Miałam ze sobą koncentrator tlenu, a na wózek zabrakło miejsca – tłumaczy się Ela. Zrobiła sobie też zdjęcie z Kamilem Bednarkiem. Siedzi w wózku, obok uśmiechnięta siostra. Sprytnie celebrowała swoją chorobę.

Niestety, okazuje się, że to wszystko było wielką mistyfikacją. Potężne i bardzo smutne oszustwo. Ela zagrała na uczuciach ludzi, którzy bezgranicznie jej ufali i chcieli ratować.

Wszystko pękło

Ela na początku października br. pojawiła się w szpitalu w Zielonej Górze. Ciężko chora na nowotwór 27-latka z wyciętym pęcherzem mówiła, że czuje się fatalnie i musi trafić na oddział. Miała dokumenty potwierdzające jej chorobę. Wypisy, wyniki badań. Medykom w tych dokumentach coś nie pasowało.

Okazało się, że Ela dokumenty medyczne sfałszowała. Podrobiła wyniki, pod którymi widniała pieczątka i podpis znanego poznańskiego profesora. Myślała, że i tym razem się jej upiecze, że wyjdzie z opresji bez szwanku. Miała przecież kilka osób, które cały czas ją wytrwale broniły. Przekonała się o tym fundacja Ewy Minge Black Butterflies, która pierwsza odkryła gigantyczne oszustwo. Kilka miesięcy fundacja wspierała Elę. W pomoc osobiście zaangażowała się Ewa Minge. Kiedy pojawiły się trudne pytania i fundacja zażądała dokumentacji medycznej, Ela zniknęła. Za to na uczciwej fundacji Ewy Minge, znajomi Eli i ona sama nie zostawili suchej nitki.

Umierała osiem razy

Podobnie było z Ewą Pląsek z Warszawy, która w formie wolontariatu bierze udział w operacjach osób chorych na nowotwory. – Odkryłam oszustwo i to, że nie ma mowy o chorobie onkologicznej u Eli. Za to zostałam zwyzywana – opowiada E. Pląsek. W historii chorób Eli od samego początku nic nie pasowało. Tak było z jej rzekomym umieraniem na autostradzie. – Eli miało zatrzymać się serce, ale żadne wyniki tego nie potwierdziły – mówi E. Pląsek. Ela nie miała skrupułów. – Kiedy ona brała pieniądze z fundacji u nas umierało dziecko, które nie zdążyło zebrać funduszy na leki  – dodaje E. Pląsek.

Przez dwa lata Eli pomagała Agnieszka Dróżdż, społecznik z Gdyni. – Dramatyczną historię Eli poznałam w internecie. Od razu zaczęłam pomagać ciężko chorej, umierającej dziewczynie – wspomina A. Dróżdż. Ela to perfekcyjnie wykorzystała. – Wysyłałam jej pieniądze – mówi A. Dróżdż. Pani Agnieszka zorganizowała Eli sesję w klinice, która zajmuje się regeneracją krwi. Ela miała tylko dojechać do Płońska. Na stacji PKP na Elę czekał znajomy pani Agnieszki, ale Eli nie było. – Potem Ela wmawiała mi, że wysiadła z pociągu, ale to na stacji nikogo nie było – wspomina  A. Dróżdż. Na Elę czekała opłacona wycieczka po Warszawie z atrakcjami. – Powiedziała, że zostały jej tygodnie życia, i nie ma już dla niej ratunku. To miała być niespodzianka – opowiada A. Drózdż. Ela nie przyjechała.

W pomoc Eli włączył się zielonogórski społecznik Mariusz Michaliszyn. Za własne pieniądze pojechał do Gdańska. Fotografował się z czołówką światowej kulturystyki. Nazwiskami sportowców firmował pomoc dla ciężko chorej Eli. – To smutne, wręcz nie do opisania co się stało. Brak mi słów. To coś strasznego, okropnego. Czuję się oszukany i wykorzystany –  mówi M. Michaliszyn.

Pierwsze błędy

Czujna oszustka zaczęła popełniać poważne błędy. Ela ze znajomymi rozmawiała za pośrednictwem kamery internetowej. Zawsze była w chuście lub czapce na głowie. Wstydziła się, że nie miała włosów po chemioterapii. Pewnego razu znajoma A. Dróżdż połączyła się z Elą przez telefon. Ela włączyła kamerę do rozmowy na żywo i zapomniała się. Była bez czapki. – Okazało się, że po bardzo ciężkiej chemioterapii ma przepiękne włosy – opowiada pani Agnieszka.

Podczas znajomości z panią Agnieszką, Ela umierała kilka razy. – Co najmniej osiem – wspomina A. Dróżdż. To wyglądało dramatycznie. Osoby, które były przy umierającej Eli przykładały jej telefon do ucha, żeby mogła pożegnać się z Agnieszką.  – Te osoby mówiły, że Eli już ustaje oddech, zanika, Ela już gaśnie – opowiada A. Drózdż. Po jednym z takich „umierań”, na drugi dzień Ela była jednak na zakupach w sklepie obuwniczym. – Kupiła sobie buty, na które wielu osób stać – opowiada oburzona Agnieszka.

Błędów Eli przybywało. Jedna z osób zaangażowanych w pomoc opowiedziała nam, jak kiedyś przyszła do Eli do domu w odwiedziny. – Patrzę i oczom  nie wierzę.  Ela i osoby przy stole zajadają się hamburgerami i popijają je piwem – wspomina.

Ela zaprzeczała

Kiedy oszustwa wyszły na jaw, Ela zaczęła zaprzeczać. Cały czas brnęła w chorobę nowotworową. Obiecała publikację wyników i telefon do swojego lekarza. – Po co pani sfałszowała wyniki badań, skoro jest tak bardzo ciężko chora?– pytamy.  – Nie umiem tego wytłumaczyć. Przewlekle byłam cały czas cewnikowana i nikt mi nie chciał pomóc – odpowiada Ela. W końcu przyznaje, że nigdy nie miała przerzutów. Mówi, że podrobiła wyniki badań pęcherza dopisując nowotwór w rozpoznaniu. Na tej podstawie został jej usunięty pęcherz. – To był mój błąd – mówi Ela o wycięciu pęcherza. Ela płacze, przeprasza wszystkich ludzi i lekarzy. – Stało się, czasu już nie cofnę – mówi. Po chwili znowu zapewnia, że… miała guza pęcherza.

Ela mogła oszukać tysiące osób. Kwota, jaką wyłudziła może być ogromna. Pieniądze ze zbiórek trafiały na jej prywatne konto. Nigdy się z tego nie rozliczała.

To nie koniec

– Kobieta usłyszała zarzuty sfałszowania dokumentacji medycznej – mówi podinsp. Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka zielonogórskiej policji. Magistrat przyjrzy się mieszkaniu, które dostała Ela. – Zapoznamy się z tym tematem. Sprawdzimy czy to mieszkanie się należy – mówi Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry.

W sprawę zaangażował się radny Filip Gryko. – Dokładnie przeanalizuję przyznanie tej osobie mieszkania. Jeżeli to jest oszustwo, to nie ma mowy o tolerowaniu takiego zachowania – mówi radny Gryko.

Czy sprawa ma też drugie dno i czy obok pani Eli są osoby, które korzystały ze zbiórek i darów? Zapytaliśmy siostrę Eli, Katarzynę czy korzystała z pieniędzy zbieranych na siostrę. Nie odpowiedziała. Ela zapewnia, że siostra z tych pieniędzy nie korzystała.

Ela przeprosiła za swoje zachowanie na facebooku. Oburzeni ludzie zaangażowani w pomoc napisali co myślą. Ela szybko usunęła profil. Dlaczego? – Teraz jestem na językach – tłumaczy.

Swój profil usunęła również Katarzyna, siostra Eli. „(…) Jak lekarze mogli wyciąć zdrowy pęcherz. Już nic nie rozumiem! Nie mam z tą sprawą nic wspólnego! Nic! Nikogo nie oszukałam! Ale czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie? Dla wielu z Was jestem oszustka itp. Jest mi ogromnie przykro, że moje dobre imię zostało zszargane” napisała na facebooku Katarzyna.