Grzegorz Jachym uratował wielu ludzi. Zmarł po ciężkiej chorobie (FILM)

W czwartek, 18 lipa, odbyła się ceremonia pogrzebowa ratownika medycznego Grzegorza Jachyma, który zmarł 14 lipca 2024 r. po ciężkiej chorobie. Grzegorz przez wiele lat pracował w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze.

Wielu zielonogórzan zawdzięcza mu uratowanie zdrowia i życia. Na pogrzebie żegnał go tłum przyjaciół i współpracowników z Pogotowia Ratunkowego.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

– Grzegorzu byłeś nie tylko dobrym ratownikiem medycznym oddanym pacjentom, ale przede wszystkim wspaniałym kolegą i przyjacielem. W życiu kierowałeś się uczciwością. Byłeś pomocny i otwarty na innych. Twoja pogoda ducha sprawiała, że nie znam osoby, który byłaby do Ciebie nieprzychylnie nastawiona. Twój codzienny uśmiech zjednywał nas wszystkich wokół Ciebie i sprawiał, że nasza wspólna praca była łatwiejsza, nawet w trudnych chwilach – można było usłyszeć w mowie pożegnalnej.

Podczas składania urny do grobu rozległy się syreny ambulansów jako symbol szacunku i solidarności pracowników Pogotowia Ratunkowego dla Grzegorza Jachyma i jego rodziny.

Już od najmłodszych lat Grzegorz wykazywał się niebywałą gotowością do niesienia pomocy. Pomagał rodzicom w pracach domowych i wspierał ich w wychowywaniu swojego rodzeństwa. Kontynuując rodzinną tradycję po swojej mamie, Grzegorz został sanitariuszem w pogotowiu ratunkowym w Zielonej Górze. Przez 42 lata pracował jako ratownik medyczny, niosąc pomoc potrzebującym i ratując życie setek osób. Jego koledzy z pracy zawsze podkreślali jego niezawodność, profesjonalizm i oddanie. Był nie tylko współpracownikiem, ale również przyjacielem, na którego zawsze można było liczyć.

Grzegorz był mężem, tatą, dziadkiem, bratem i wujkiem. Razem z kochającą żoną Haliną doczekał się dwóch wspaniałych córek, które obdarzyły go trójką wnucząt: Wojtkiem, Rafałem i Zosią. Rodzinę kochał ponad wszystko i to właśnie dla niej poświęcał swoje życie. Po przejściu na zasłużoną emeryturę, Grzegorz postanowił osiedlić się w swoim rodzinnym domu w Przytoku. Niestety, nadciągające choroby pokrzyżowały jego plany. Najpierw udar, a potem jeszcze gorsza diagnoza – rak płuc. Mimo chwil załamań, nigdy nie przestał kochać swojej rodziny. Po roku walki z tym okrutnym przeciwnikiem, Grzegorz przegrał tę walkę, odchodząc w wieku 63 lat.

Grzegorz był dobrym człowiekiem i kolegą, na którego zawsze można było liczyć. Wśród współpracowników był uznawany za legendę – niezawodny, pomocny i zawsze gotowy do działania.