– Jacek katował Elę, gwałcił, szarpał za włosy, znęcał się nad nią do tego stopnia, że dodawała mu tabletki nasenne do kawy, żeby spał, bo wtedy był spokój – opowiadała znajoma ofiary podczas rozprawy dotyczącej brutalnego mordu w Płotach.
Jeżeli piekło istnieje, to z pewnością było w domu Eli w Płotach, w domu który tak kochała. Piekło stworzył Jacek. Mąż, którego tak bardzo pokochała, kiedy była panną. Miłość była tak toksyczna i tragiczna zarazem, że kobieta nie miała siły odejść od męża – kata. Cierpiała, aż ją zamordował. Brutalnie, na oczach syna. Dźgał nożem w pijackim szale. Poderżnął żonie gardło tak mocno, że niemal odciął głowę. Zostawił martwą, siedzącą opartą o schody, a sam poszedł zmyć krew z rąk przy ogrodowym basenie.
Jacek siedzi w ławie oskarżonych zielonogórskiego sądu. Dla bezpieczeństwa policjanci nie ściągają mu kajdanek z rąk ani nóg. Dwaj siedzą obok niego, trzeci z tyłu. Na twarzy Jacka nie widać skruchy, zmartwienia, smutku. Jest zimna, pozbawiona emocji. Oskarżony o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem patrzy w sufit, w podłogę. Zachowuje się tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego co zrobił. Jak potwornej zbrodni się dopuścił. Spokojnie słucha jednak zeznań świadków, których przecież doskonale zna. Mijał ich codziennie na ulicy. Witał z ogrodu. Mówił dzień dobry. Pił piwo pod sklepem. Jacek nie ma pytań.
Podczas czwartkowej rozprawy piekło, w jakim żyła Ela i Dawid opisała bliska przyjaciółka. Znały się 18 lat. – Bardzo często rozczesywałam jej poszarpane włosy, bo Jacek ciągał ją za nie. Tak bolało, że nie mogłam dotknąć jej głowy – opowiadała przed sądem.
Zanim wyszedł z niego kat był szarmancki, uprzejmy. Kupował prezenty. Zabiegał o względy Eli. Po ślubie wszystko się odwróciło. Z miłego faceta wyszedł szatan. Już nie było zabiegania o względy, ale tłamszenie, uzależnianie od siebie i pełna kontrola nad Elą. Ona drobna, spokojna i cicha kobieta uległa. Dała się zastraszyć. Jacek „dzielił i rządził”. Był panem, nie mężem. – Nigdy nigdzie nie wyjeżdżali na wakacje. Kiedyś byli już spakowani na wyjazd w góry, ale Jacek miał focha i nie wyjechali – opowiadała znajoma Eli.
Agresywny mąż przejął pełnię władzy. Był agresywny i tak mówią o nim ludzie ze wsi. Lubił się bić. Pewnego razu pojechał z Elą odwiedzić Dawida na obozie żeglarskim w Niesulicach. Jedli rybę w smażalni, a z tyłu mężczyźni przeklinali. Jacek kazał Eli wyjść z lokalu i odpalić silnik auta. Sam wstał i uderzył z główki jednego z mężczyzn. Powód? Nie powinni przeklinać. Innym razem wrócił pocięty do domu z imprezy w Płotach. – Szył go weterynarz – mówiła znajoma.
Jacek bił Elę. – Miała siniaki na rękach, ale sama nie chciała o tym mówić – wspomina znajoma. Bił, awanturował się i niszczył sprzęt domowy. Jednego razu siekierą roztrzaskał lodówkę. Kupił jednak nową i sprawy nie było. Zdarzyło się, że chciał przejechać Elę autem. – Ona była maltretowana psychicznie i fizycznie – opowiadała świadek. O skali przemocy może świadczyć fakt, że dosypywała Jackowi tabletki nasenne do kawy. – Jak spał, to było trochę spokoju – mówi znajoma zamordowanej kobiety. Kiedy Jacek po pijaku robił awantury, Ela czekała aż zaśnie Kiedy było bardzo źle, ratowała się ucieczką z domu z synem i psem. Bała się, że mąż zabije psa.
Jacek był zazdrosny o Elę. Zabrał jej samochód. Nie mogła się z nikim spotykać ani odwiedzać znajomych. Nie mogła się nawet uśmiechać do klienta w swoim zakładzie fryzjerskim. Ela była gwałcona przez Jacka. Zeznania były tak trudne dla znajomej, że sąd ogłosił przerwę, aby świadek doszedł do siebie.
W końcu Ela poszła złożyć zeznania. To było po tym jak w 2014 r. interweniowała policja. W tym dniu uniknęła ciężkiego pobicia. Jacek chciał ją uderzyć kołkiem. Uciekła z synem z domu. Przyjechała policja z Zielonej Góry, ale Jacek zamknął się w domu. Został wkrótce zatrzymany. Trafił do aresztu. – Najbardziej Jacek bał się więzienia – przyznała znajoma Eli. Siedział trzy miesiące. W tym czasie Ela odżyła, ale bała się jego powrotu. Kiedy wyszedł zza krat było jeszcze gorzej. Odciął kobietę od wszystkich znajomych. Z nikim nie mogła się kontaktować. – Widywałyśmy się przelotem w markecie. Powiedziała tylko, że ma Sajgon – wspomina znajoma Eli.
Potem Ela wycofała przed sądem swoje zeznania. Powiedziała, że to ona prowokowała Jacka do takich zachowań. Całą winę wzięła na siebie i Jacek uniknął tego, czego tak panicznie się bał, więzienia. W domu było wtedy już bardzo źle. Znajoma mówiła, że Ela była jeszcze bardziej maltretowana niż przed pobytem Jacka w celi, który poszedł na terapie alkoholową. Ta jednak nic nie dała. W końcu doszło do tragedii.
Do brutalnego zabójstwa doszło 25 maja ub.r. w Płotach koło Zielonej Góry. Policję wezwał 17-letni syn ofiary, który uciekł z mieszkania widząc jak ojciec brutalnie morduje jego matkę, a swoją żonę. Prawdopodobnie ucieczka uratowała chłopcu życie. Kiedy wezwani policjanci weszli do domu, morderca siedział na łóżku, a jego żona leżała na podłodze obok niego w kałuży krwi. To był okropny widok. Morderca zadał swojej żonie około 30 ciosów nożem. Cięcie w szyję było tak silne, że niemal odcięło kobiecie głowę. Zatrzymany Jacek L. był pijany. Brutalnemu mordercy grozi dożywocie za kratami. On sam nie przyznaje się. Mówi, że „nie ma z tym zdarzeniem nic wspólnego”.