Karetka jechała do poronienia w Zielonej Górze. A … kobieta była kompletnie pijana

Sobota, godz. 8:53. Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze – baza przy ul. Chrobrego 2. Na tablecie pojawia się wezwanie z kategorii „Ciąża, poród, poronienie”, a w opisie dane uzupełniające – pacjentka ma 42 lata, odeszły jej wody płodowe i odczuwa skurcze macicy co 30 sekund. Ma to być szósta ciąża i piąty poród.

Takie informacje świadczą o tym, że pani pacjentka ma spore doświadczenie w wydawaniu potomstwa na świat. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że poród nie będzie się przedłużał jak przy pierwszej ciąży i nie zdążymy dowieźć jej na porodówkę tym bardziej, że mamy do pokonania sporo kilometrów.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Tym razem dojazd na miejsce przebiega sprawnie, nie ma dużego ruchu na ulicach i nikt nie zajeżdża nam drogi. Adres i numer „kamienicy” jest znany Zespołom Ratownictwa Medycznego. Jeździmy tam do różnych osób, głównie do wezwań typu „skutki picia wódki”.
Wbiegamy na pierwsze piętro rozpadającego się budynku, pamiętającego czasy III Rzeszy.

Mieszkanie urządzone w stylu meliny o skomplikowanym układzie przestrzennym. Przechodzimy z pokoju do pokoju mijając sterty śmieci i butelek po alkoholu. Po przekroczeniu kolejnych futryn powietrze dosłownie staje się coraz gęstsze od dymu tytoniowego. Wpadamy do ostatniego pomieszczenia, w którym znajdują się 2 fotele i ława w stylu PRL. Na poobdzieranym fotelu siedzi nasza pacjentka, czyli pani Grażynka. Spokojnie pali sobie papierosa.

Pytam, który to tydzień ciąży. „Nie wiem, szczęśliwi czasu nie liczą” – odpowiada ubawiona. Oczywiście nie wie również kiedy miała ostatnią miesiączkę, a u ginekologa była ostatni raz „jakieś 20 lat temu”. Zapytana o co chodzi z tymi „skurczami co 30 sekund” odpowiada, że „były, ale się zmyły”. Pacjentka nie wie, od kiedy nie czuje ruchów dziecka. Domyślam się, że powodem tego śmieszkowania jest alkohol etylowy. Pani Grażynka bez chwili zastanowienia oświadcza, że wczoraj wypiła „litra wódki”, a dzisiaj „2 kieloneczki wódeczki i puszkę browarka”.

Obok niej siedzi kohabitant, który też nie wie, jak przebiegała do tej pory ciąża. Pytam go, czy jest ojcem dziecka, a on opowiada „Tak, ale na ch.. pan drąży ten temat? Możemy o tym nie mówić? Zabierzcie ją lepiej do szpitala, bo mi tu zaraz urodzi i będzie przypał”. Do pokoju wpada sąsiadka. Z wyglądu i zachowania porządna obywatelka. Jest trzeźwa i najlepiej zorientowana w sytuacji. Potwierdza, że pani Grażynka jest w ciąży, ale nie wiadomo od kiedy i przed naszym przyjazdem „wiła się z bólu, bo miała skurcze”.

Opowiada, że do tej pory wszystkie dzieci naszej bohaterki „zabrała opieka społeczna”.
Badamy pacjentkę. Na tym etapie nie będę opisywał szczegółów, ale wnioski są takie, że brzuch wygląda na mniej więcej szósty miesiąc ciąży. Trzeba wziąć poprawkę, że pani Grażynka od wielu lat pije codziennie alkohol i nie dba o siebie, więc możemy mieć do czynienia z hipotrofią płodu (dziecko rozwija się zbyt wolno i jest po prostu małe). Tego, co się dzieje z pacjentką w naszej obecności nie można nazwać akcją porodową. Niepokoi fakt, że nie słychać tętna płodu. Czy doszło do obumarcia wewnątrzmacicznego?

Wszystko zbadane, pomierzone, wkłucie założone, więc pakujemy panią Grażynkę na krzesełko i ostrożnie znosimy po stromych schodach do ambulansu. Dzwonimy na porodówkę, że niedługo będziemy. Światła, gwizdki i lecimy przez miasto. Wjeżdżamy na izbę przyjęć Klinicznego Oddziału Położniczo-Ginekologicznej w Szpitalu Uniwersyteckim w Zielonej Górze.

Na izbie czarno. Mnóstwo pacjentek. Nie ma wolnych krzesełek. Pani Grażynka jest badana przez ginekologa poza kolejnością. Pani doktor pełniąca dyżur ma problem z zebraniem od niej wywiadu z powodu znacznego działania alkoholu. Wjeżdżamy do windy i po chwili na salę porodową. Trwa badanie ginekologiczne. Pojawiają się wątpliwości dotyczące wieku ciąży. Pada hasło o wpływie alkoholu na jej rozwój.

Położne pobierają krew, a na salę wjeżdża aparat USG. Pani doktor przykłada głowicę, uśmiecha się i mówi „Brzuch faktycznie wygląda na 6 miesiąc, ale spójrzcie. Tutaj jest pęcherz moczowy, to małe to macica, ale żadnej ciąży tutaj nie ma”.
Po wytrzeźwieniu pani Grażynka opuściła oddział na własnych nogach. Jeszcze tego samego dnia wieczorem była widziana przez kolegów z innego ambulansu, jak wychodziła ze sklepu monopolowego z siatką pełną „browarków”.

Dzwonisz na numer alarmowy 112 i słyszysz, że nie ma „wolnej karetki”? Musisz czekać, bo być może Zespół Ratownictwa Medycznego pojechał do „porodu” pani Grażynki.

*Imię pacjentki zostało zmienione.
**Na zdjęciu 2 z 5 ambulansów Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze stacjonujących przy ul. Chrobrego 2.