Monika B., była kasjerka kasy SKOK w Czerwieńsku, przyszła do zielonogórskiego sądu okręgowego tuż przed rozprawą. Z kont klientów ukradła około 450 tys. zł. Unikała ofiar. Nie patrzyła na osoby, które okradła. Ci chcieli tylko wiedzieć kiedy odda pieniądze. Złodziejka idzie do więzienia na półtora roku, tak zadecydował sąd.
Sprawa ruszyła w czwartek, 25 lipca. Monika B. do sądu przyszła sama. 48-latka nie miała nawet adwokata. Nie dostała go z urzędu, bo sprawa nie jest zbrodnią, więc obrońca jej nie przysługuje. Spokojnie wysłuchała aktu oskarżenia, który odczytał prokurator Tomasz Jur. Nie miała na twarzy żadnych emocji kiedy słuchała jak okradała Alfonsa Kwaśniewskiego, staruszka, po wypadku poruszającego się o kulach. Z jego konta zabrała 30 tys. zł. Z konta Rafała S. ukradła niemal 290 tys. zł. Od pani Franciszki wypłaciła 35 tys. zł. Z konta Teresy B. zabrała przynajmniej 76 tys. zł. Mieczysław Ratajczak z konta stracił 15 tys. zł.
Moniaka B. podczas śledztwa przyznała też, że wcześniej z konta klienta wypłaciła około 40 tys. zł. Ale ta sprawa nie znalazła się w akcie oskarżenia.
Monika B. do wszystkiego się przyznała. Kradła w 2016 i ii i2017 r., aż została zwolniona z pracy dyscyplinarnie. Pieniądze wypłacała z lokat swoich klientów likwidując je. Podrabiała przy tym podpisy na dokumentach. W sądzie powiedziała, że ma pieniądze ulokowane na jakimś koncie, ale nie na swoje nazwisko. Sąd zapytał na czyim koncie są pieniądze. Monika B. odmówiła odpowiedzi. – Wolałabym nie mówić na kogo jest założone konto – powiedziałła krótko.
Ludzie są oburzeni. – Chciałbym wiedzieć kiedy dostanę swoje pieniądze. Jestem po poważnym wypadku i poruszam się o kulach – mówi A. Kwaśniewski. Ofiary doskonale znały Monikę B. Zawsze miła i uśmiechnięta. Sprawy lokat załatwiała w… domach klientów. Przynosiła ciasto i kawę. – Była jak przyjaciółka – opisują poszkodowani. Kiedy portal poscigi.pl ujawnił kradzieże objechała klientów zapewniając, że to wszystko kłamstwa. Wtedy już nie pracował w SKOK-u, o czym nie powiedziała klientom.
Monika B. już dużo wcześniej obracała pieniędzmi klientów. Wpłacała je na swoje lokaty i potem zabierała odsetki. W końcu nie oddała jednak pieniędzy. W 2015 r. Monika B. została skazana przez sąd w Zielonej Górze. Wtedy ukradła z konta klienta ponad 250 tys. zł. Dostała jednak szansę, bo zapadł wyrok więzienia w zawieszeniu, ale dalej okradała klientów.
Sąd w czwartek skrócił przewód sądowy. Prokurator w mowie końcowej podkreślił wyjątkowy charakter zdarzenia i to, że Monika B. zaprzyjaźniła się z ofiarami po to, żeby je okraść. Mecenas Robert Kornalewicz, reprezentujący ofiary kasjerki, zaznaczył wyjątkową perfidię w działaniu. – Ofiarami kasjerki były głównie osoby starsze, których zaufanie zdobyła tylko po to, żeby je okraść – mówi mecenas Kornalewicz. Monika B. była bezwzględna. – Okradła starszą panią w dniu, w którym ta straciła pieniądze padając ofiarą oszustów działających metodą ,,na wnuczka” – mówi mecenas Kornalewicz.
Prokurator zażądał dla Moniki B. kary półtora roku bezwzględnego więzienia, grzywny 4 tys. zł, zakazu pracy w instytucjach finansowych na trzy lata i zwrotu kosztów procesu. Tego samego chciał mecenas Kornalewicz. Oskarżona zapytana przez sąd czy chce coś powiedzieć, odparła, że „raczej nie”.
Sąd ogłosił wyrok. Monika B. idzie do więzienia na półtora roku. Ma oddać wszystkie ukradzione pieniądze. Dostała 3-letni zakaz pracy w instytucjach finansowych. Ma też zwrócić koszty procesu. Wyrok nie jest prawomocny. Monika B. obecnie pracuje w Niemczech jako opiekunka osób starszych. Zarabia około 1,1 tys. euro. Jej dom został zabezpieczony hipoteką przez prokuraturę.
Sprawa mogłaby jeszcze długo nie zostać ujawniona gdyby nie mecenas Kornalewicz, który po pierwszym oszustwie zaczął szukać poszkodowanych. Po naszej publikacji zaczęli się zgłaszać kolejni poszkodowani.