Kibic włączył alarm pożarowy podczas meczu Stelmetu z Valencią. Szuka go policja

Podczas środowego meczu Stelmetu z Valencią w hali CRS rozległ się alarm pożarowy i informacja nakazująca ewakuację hali. – Wiemy, kto włączył alarm. Zdarzenie nagrał monitoring – mówi Robert Jagiełowicz, dyrektor Centrum Rekreacyjno-Sportowego w Zielonej Górze.

Trwał mecz Eurocupu Stelmetu Zielona Góra z hiszpańską Valencią relacjonowany przez telewizję. Nagle z głośników rozległy się syreny alarmowe. Po chwili słychać było komunikat nawołujący do ewakuacji sali z powodu wykrycia zagrożenia pożarowego. Nikt z obecnych na hali nie zareagował. Zaledwie kilka osób wzięło kurtki i zaczęło wychodzić ze swoich sektorów, ale po chwili  wrócili.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Syreny nadal wyły. Pojawiał się komunikat wzywający do opuszczenia hali z powodu wykrycia zagrożenia pożarowego. Trwał mecz. Kibice oglądali. Nic się nie działo. Ewakuacja nie rozpoczęła się. Po kilku minutach sygnał ucichł. Syrena zawyła jeszcze raz, ale komunikat nie powtórzył się.

Pożaru nie było, to pewne. – Włączenie alarmu przez osobę będącą w obiekcie nagrały kamery monitoringu obiektu – informuje nas dyrektor Centrum Rekreacyjno-Sportowego Robert Jagiełowicz. Jakość monitoringu jest doskonała. – Wiemy jak wygląda sprawca włączenia alarmu. W czwartek zgłaszamy sprawę policji – mówi Jagiełowicz. Policja dostanie od CRS nagranie z wizerunkiem osoby, która włączyła alarm.

Zgodnie z komunikatem na hali powinna rozpocząć się ewakuacja. Ściśle określają to procedury bezpieczeństwa podczas imprez masowych. Nic się jednak nie działo. Nikt nie zareagował na sygnał. Ochrona obiektu nie reagowała. Nie przerwano meczu. Na hali podczas sygnału pojawił się dyrektor Jagiełowicz. Czy ewakuacja była konieczna?

Na meczach koszykówki zawsze jest policja. Zabezpiecza obiekt. – Doszło do naruszenia systemu bezpieczeństwa przeciwpożarowego w obiekcie – mówi podkom. Maciej Sałek, naczelnik sztabu policji i prewencji zielonogórskiej komendy. Dzięki działaniu pracowników CRS bardzo szybko okazało się, że nie ma potrzeby ewakuacji. – Sygnał okazał się fałszywy – mówi podkom. Sałek. Pożaru ani zagrożenia pożarowego nie było. Sprawą uruchomienia alarmu zajmie się policja. Trwa ustalanie i szukanie sprawcy, który wywołał poważne zamieszanie.