Były radny Robert S., lekarz rodzinny z Zielonej Góry usłyszał wyrok za jazdę po pijanemu. Sąd wymierzył mu trzyletni zakaz prowadzenia oraz 58 tys. zł grzywny wraz z kosztami procesu i zadośćuczynienia dla policjantów.
Sprawę ujawnił portal poscigi.pl. Wszystko wydarzyło się we wtorek, 5 grudnia, 2017 r. Wieczorem na Trasie Północnej stali policjanci z zielonogórskiej drogówki. Machali latarkami pokazując kierowcom objazd z powodu wypadku na trasie S3. Trasą Północną nadjechał hyundai. Jego kierowca na widok policjantów zatrzymał się. Po chwili zaczął cofać, aż wjechał w zatoczkę. Zauważyli to policjanci. Kierujący wysiadł z hyundaia i zaczął uciekać do pobliskiego lasu. Policjanci ruszyli w pościg. Po chwili kierowca hyundaia został zatrzymany przez funkcjonariuszy drogówki. Okazało się, że mężczyzna jest pijany. Kierujący hyundaiem był tak agresywny, że musiał zostać obezwładniony przez policjantów. Kierowcą okazał się ówczesny radny miejski Robert S. (PO) i znany lekarz rodzinny. Robert S. wydmuchał 0,7 promila alkoholu. Policjanci zatrzymali prawo jazdy Roberta S.
Śledztwo trwało długo. W końcu ruszył długo proces. Obrona podważała wyniki badań na zawartość alkoholu u oskarżonego. I to była główna linia obrony. Sam Robert S. nie przyznał się do prowadzenia po pijanemu. I nigdy się do tego nie przyznał. Utrzymywał, że nie prowadził hyundaia. Padłą propozycja wyroku polubownego. Robert. S. został skazany na grzywnę w wysokości 6 tys. zł i 5 tys. zł na cel penitencjarne oraz trzyletni zakaz prowadzenia . – Z takim wyrokiem nie zgodził się prokurator, był za niski – mówi prokurator Zbigniew Fąfer, rzecznik zielonogórskiej prokuratury okręgowej. Po odwołaniu prokuratury sprawa wróciła do sądu. Teraz zapad wyro znacznie surowszy pod względem grzywny. Robert S. ma zapłacić w sumie 58 tys. zł. To 40 tys. zł grzywny wynikającej z kary zasadniczej, 5 tys. zł na cele penitencjarne, 11 tys. z tytułem zwrotów kosztów sądowy oraz 2 tys. zł zadośćuczynienia dla policjantów. Do tego kara została zaostrzona trzyletnim zakazem prowadzenia. – Z taką karą prokurator się zgadza, jest surowa i o taką karę prokurator wnioskował – informuje prokurator Fąfera. Wyrok nie jest prawomocny.
To nie pierwszy poważny wybryk Roberta S. W 2007 r. wtedy radny sejmiku lubuskiego z PiS-u i rzecznik Porozumienia Zielonogórskiego spał na ławce na rynku w Zielonej Górze. Podeszli do niego policjanci, który chcieli zapytać co się stało. Mieli nawet zabrać go do domu. Wyszło inaczej. Radny zaczął szaleć do tego stopnia, że policjanci musieli go obezwładnić. To nie koniec. Nie dość, że ich obrażał to jeszcze groził zwolnieniem z pracy powołując się na znajomość ze Zbigniewem Ziobrą. Usłyszał zarzuty znieważenia i grożenia policjantom. Policja złożyła wtedy wniosek o skazanie go w trybie 24-godzinnym. Prokuratura jednak zdecydowała, że potrzebne są badania psychiatryczne. Robert S. tłumaczył wtedy posłowi Jerzemu Maternie (PiS), że wyszedł około godz. 24.00 z lokalu, zadzwonił po żonę, usiadł na ławce i już nic nie pamięta. Obudził się skrępowany i poobijany w izbie wytrzeźwień.