Łomiarz atakował w 2004 r. Był wtedy najbardziej poszukiwanym bandytą w Zielonej Górze. Jego ofiarami zawsze były kobiety. Łomem wybijał szyby w samochodach zatrzymujących się przed światłami i z siedzeń kradł torebki, często przy tym raniąc swoje ofiary. Niestety nigdy go nie złapano. To też była jedna z głośniejszych spraw w Zielonej Górze, której nie udało się policji rozwiązać.
Pierwszy raz łomiarz zaatakował w 2004 r. przy rondzie Jana Pawła II. Podbiegł do samochodu, którego kierowcą była kobieta. Łomem wybił szybę i zrabował torebkę. Zaatakował jeszcze osiem razy na rondzie Jana Pawła II oraz na skrzyżowaniu ulic Staszica i Wyspiańskiego. Za każdym razem działał tak samo. Podbiegał do stojących samochodów i łomem wybijał szyby, stąd nazwa łomiarz. Szukał kobiet, które same były w autach. To był bezwzględny bandyta. Kilka kobiet zranił łomem.
Zuchwały bandyta atakował w godzinach szczytu. Niestety, napadnięte kobiety nie mogły liczyć na pomoc innych kierowców lub przechodniów. Mało tego, zdarzało się, że kierowcy nawet trąbili na zaatakowane kobiety, bo te stały po napadzie zszokowane przed przejściem dla pieszych.
Łomiarz szybko stał się najbardziej poszukiwanym bandziorem w mieście. Policja od początku była bezradna. Sprawa była jednak niezwykle bardzo trudna. Huk wybijanej w samochodzie szyby obezwładniał kobiety. Ofiary nie były w stanie podać szczegółów wyglądu łomiarza. Wiadomo było jedynie, że sprawcą napadów był szczupły mężczyzna ubrany zawsze na czarno. Nie wiadomo również, czy napadów dokonywała ta sama osoba, czy też miał naśladowców. Policja nie wykluczała nawet wersji, że była to grupa.
Próbowano szukać mężczyzny, którego nagrała kamera jednego z bankomatów. Policja była pewna, że to groźny bandzior. Niestety, jego tożsamości nigdy nie udało się ustalić. Nigdy nie powstał nawet portret pamięciowy sprawcy. Policjanci nie mieli nawet jednego naocznego świadka napadów.
Była tylko jedna osoba, która widziała prawdopodobnie łomiarza. Miał przed atakiem siedzieć na ławce koło ronda Jana Pawła II i pić piwo z puszki. Mężczyzna wskazał policjantom puszkę po piwie. Nie wiadomo jednak czy zostały zdjęte z niej odciski palców i czy kiedykolwiek trafiły do laboratorium. Pytana o to wtedy policja wyjaśniała, że część śledztwa łomiarza została utajniona.
Łomiarz nagle przestał atakować. Prawdopodobnie powodem były zamontowane w mieście i na rondach pierwsze kamery monitoringu miejskiego. Niestety, do dziś sprawca brutalnych napadów pozostaje na wolności. Pozostanie jedną z nierozwiązanych zagadek kryminalnych śledczych zielonogórskiej policji.