Mężczyzna zasłabł pod ścianą szpitala w Zielonej Górze. Odmówiono mu pomocy?

Maciej L. zasłabł  w pracy. Kolega zawiózł go na szpitalny odział ratunkowy zielonogórskiego szpitala, ale tam, jak zapewnia, odmówiono mu pomocy. W końcu Maciej ponownie zasłabł pod ścianą szpitala. Wtedy kazano mu iść do lekarza rodzinnego. Rzeczniczka szpitala zapewnia, że było zupełnie inaczej i dodaje, że nie odsyłano pacjenta do lekarza rodzinnego.

W poniedziałek, 18 czerwca, Maciej L. był w pracy w jednym z serwisów samochodowych w Zielonej Górze. W pewnym momencie źle się poczuł i po chwili osunął na ziemię. – Leżał, był fioletowy –opisuje sytuację Robert Z., kolega z pracy pana Macieja. Koledzy podnieśli go i posadzili na krześle. Mężczyzna trzymał się za brzuch. Cierpiał. Po chwili koledzy zabrali Macieja do auta i Robert ruszył z nim w kierunku szpitala. Po drodze zadzwonił na numer 112 i opisał sytuację. Dyspozytor polecił udać się na szpitalny oddział ratunkowy.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Pan Robert wprowadził Macieja na SOR zielonogórskiego szpitala. – Odmówiono mu pomocy informując, że lekarz dla kolegi będzie dopiero za osiem godzin. Nikt nie chciał pomóc – relacjonuje wydarzenia pan Robert. Mężczyźni wyszli z SOR-u. Pod ścianą szpitala pan Maciej ponownie zasłabł i znowu osunął się na ziemię. Robert zaczął szukać pomocy dla kolegi.

W końcu ze szpitala ktoś wyszedł do leżącego mężczyzny – Pani kazała nam iść do lekarza rodzinnego. Chciałem dowiedzieć się kto to jest, ale kobieta zasłaniała swoją plakietkę – opowiada Robert. Mężczyzna dodaje, że awantura pod szpitalem trwała około pół godziny. W końcu zabrano pana Macieja na SOR.

Co na to szpitala? Jak informuje Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka zielonogórskiego szpitala, z pacjentem, który zgłosił się na SOR z powodu bólu brzucha, został przeprowadzony wstępny wywiad.  – Następnie personel poinformował go, że jego stan zdrowia nie zagraża życiu, zostanie więc przyjęty przez lekarza, jednak będzie musiał poczekać – mówi S. Malcher-Nowak. Na oddziale SOR przebywali w tym czasie inni, pilniejsi pacjenci. Pacjent nie chciał jednak poczekać zgodnie z zaleceniem, tylko wyszedł. Rzeczniczka zapewnia, że nikt z personelu nie odsyłał pacjenta do lekarza rodzinnego. – Co się działo po wyjściu, nie wiemy.

Gdy jednak pacjent ponownie trafił na SOR, był przytomny, o własnych siłach przeszedł na oddział. Tam wykonano mu diagnostykę zleconą przez lekarza – mówi S. Malcher-Nowak. Mężczyzna miał zrobione USG brzucha, badanie krwi, podano mu też środek przeciwbólowy i kroplówkę. Został wypisany po dwóch godzinach i otrzymał skierowanie do poradni urologicznej oraz do szpitala, na wypadek, gdyby jego stan się pogorszył. – Warto zaznaczyć, że pacjent cały czas bardzo dobrze współpracował z personelem medycznym, był spokojny. Natomiast awanturował się mężczyzna, który go przywiózł. Krzyczał, szarpał pielęgniarkę za identyfikator, próbował robić zdjęcia, odgrażał się – zapewnia S. Malcher-Nowak.