Morderca ciało żony zakopał w lesie

Dziś przed Zielonogórskim Sądem Okręgowym odbyła się rozprawa mężczyzny oskarżonego o zabójstwo żony. Jej zwłoki znaleziono zakopane w lesie pod Bielawami koło Nowej Soli. W dole leżały rok.

Oskarżony o zabójstwo żony Zbigniew M. nie przebywa w areszcie. Do sądu przyszedł przed czasem. Czekał na korytarzu na rozpoczęcie rozprawy.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Akt oskarżenia został przygotowany już w czerwcu. Dziś sędzia wysłuchał opinii biegłych z zakresu alergologii. Przesłuchanie odbyło się za pomocą telekonferencji. Obrona sugeruje śmierć w wyniku wstrząsu anafilaktycznego. Kobieta miała mieć alergię np. na składnik ziemniaków. To miało spowodować duszności i w efekcie uduszenie.

Biegły nie wykluczył takiej możliwości, ale uznał ją za bardzo mało prawdopodobną. Innego zdania jest mecenas Krzysztof Borowiak, obrońca oskarżonego. – Biegli nie wykluczają wstrząsu anafilaktycznego, więc nie wyobrażam sobie tego, żeby oskarżony został skazany za zabójstwo – wyjaśnia mecenas.

Biegli wskazali jednak na uduszenie jako przyczynę zgonu. Sugerują jednocześnie, że najbardziej prawdopodobne będzie uduszenie od pętli i knebla w ustach.

Zbigniewowi M. grozi surowa kara nawet dożywotniego więzienia. Na dzisiejszej rozprawie mężczyzna płakał momentami.

Śledztwo ruszyło, kiedy czaszkę kobiety znaleziono w lesie pod Bielawami w 2009 r. Natrafił na nią leśniczy. Natychmiast na miejsce pojechali policjanci z ekipy śledczej oraz prokurator. Po rozkopaniu niezbyt głębokiego dołka znaleziono resztę z szkieletu. Za pomocą sit przesiano ziemię z dołu oraz okolicy. W ten sposób zebrano nawet najmniejsze części kości. Ekipa śledczych wracała do lasu. Jedyne co mieli policjanci na początku, to czaszka i części szkieletu.

Najpierw były hipotezy i przypuszczenia, kim może być denatka. Na podstawie czaszki, przy pomocy programu komputerowego została odtworzona twarz kobiety. W tym czasie policjanci sprawdzili wszystkie informacje o zaginięciach kobiet z okolicy. Potem komputerową symulację twarzy porównano ze zdjęciami zaginionych. Śledczy wpadli na jakiś konkretny trop. Denatką mogła być 41-letnia Wanda, mieszkanka Bielaw. Jej zaginięcie zostało zgłoszone w październiku 2008 r. Od tego czasu nikt jej nie widział.

Policjanci po ustaleniach zatrzymali byłego męża kobiety, której szczątki znaleziono w lesie pod Bielawami koło Siedliska. Podczas przesłuchania ustalono dramatyczną wersję zdarzeń, do których doszło w domu małżeństwa.

Co się stało w dzień tragedii? Najpierw była awantura. Para, która była po rozwodzie ostro posprzeczała się. Ludzie w okolicy opowiadali, że Zbigniew był wybuchowy. Często kłócił się z Wandą. W feralny dzień popchnął kobietę tak, że ta upadła ze schodów do piwnicy. Tam nieprzytomną kobietę miał nadal okładać ciosami. Kobieta nie ruszała się, przestała oddychać. Wtedy mężczyzna zaczął obmyślać plan usunięcia zwłok. Zapakował Wandę do bagażnika samochodu. Ruszył w kierunku lasu. Zaczął szukać miejsca zakopania zwłok byłej żony. Po wybraniu miejsca wykopał grób, zbyt płytki. Ciało bardzo szybko odgrzebały zwierzęta.

Po zakopaniu ciała Wandy mężczyzna wrócił do domu. Spakował jej wszystkie ubrania do walizki i spalił. W domu w piwnicy na zakrwawioną posadzkę wylał warstwę betonu. Tak zatarł ślady zbrodni. Wtedy zaczął realizację ostatniej części planu. Policji zgłosił zaginięcie żony. Wszystkim dookoła opowiadał, że zdecydowała się wyjechać za granicę. To samo powiedział podczas zatrzymania, nie wiedząc, że ciało jego byłej żony ma już policja. Policji brakowało jednak dowodów zabójstwa.

O morderstwo oskarżali go mieszkańcy okolicy. On sam bardzo się z tego powodu denerwował. Śledczy cały czas pracowali. Wrócili do domu Wandy i Zbigniewa. Nie domyślali się, że na podłodze jest nowa warstwa betonu. Ich uwagę zwrócił jednak mebel. To na nim znaleźli ślady krwi należącej do Wandy. Morderca usuwając ślady swojej zbrodni zapomniał lub nie zauważył krwawego zacieku na ściance starego mebla. Możliwe też, że widział zaciek, ale pomyślał, że to stara farba.

Mężczyzna został zatrzymany w 2010 r. Dokładnie trzy dni po Święcie Zmarłych. Do drzwi domu mundurowi w cywilu zapukali około 6.00 rano. Mężczyzna ,,pękł” po 10 godzinach przesłuchania. Przyznał się. Podczas wizji lokalnej opowiedział, jak doszło do tragedii. Usłyszał zarzut zabójstwa.