Tomasz B. z Żagania napadł na dwa sklepy spożywcze w Szprotawie. Z jednego zrabował gotówkę, w drugim mu się nie udało. Mówił, że to przez kredyt i długi. Przed sądem przyznał się i wyraził skruchę. Idzie do więzienia na trzy lata. Musi też oddać to, co zrabował.
Tomasz B. to 26 -latek z Żagania. Technik budowlanych pracujący jako hydraulik. Dorabiał też jako pomoc kuchenna. Wcześniej pracował w Belgii przy betonach. To wtedy był w związku. Kiedy nie wytrzymał ciężkiej pracy i zdecydował się zjechać do domu jego partnerka wyrzuciła go. Zanim do tego doszło z ojcem zaciągnął 70 tys. zł kredytu. – Miało być na lepsze życie. Kiedy wróciłem z Belgii nic z tego nie zostało – wyjaśniał Tomasz B. przed zielonogórski sądem okręgowym. Została za to miesięczna rata w wysokości 1,2 tys. zł i zadłużenie u kolegów.
W dniu 9 stycznia br. Tomasz B. wyszedł z domu. Słyszał o włamaniu do warzywniaka w Żaganiu. – Pomyślałem, że ,,zrobię” jakiś sklep – mówił zeznając. Nie chciał w Żaganiu, bo to u siebie. Wybrał Szprotawę, do której pojechał stopem. W kieszeni miał nóż i zimową czapkę, w której wcześniej wyciął otwory na oczy. To miała być kominiarka.
Po Szprotawie kręcił się kilka godzin. W końcu wypatrzył sklep spożywczy przy ul. Kościuszki. Wszedł do sklepu pewnym krokiem. W ręku miał nóż. Podszedł do ekspedientki. Zaczął szarpać kobietę i krzyczeć „dawaj pieniądze”. Przed sądem zapewniał, że nie groził kobiecie nożem. Dostał woreczek z utargiem. Wybiegając ze sklepu potrącił wchodzącego mężczyznę, który poleciał na regał z towarem.
Udało się. Z łupem ukrył się w krzakach nad rzeką. Tam też zdjął kurtkę. Upewnił się, że nikt go nie goni. Poszedł do innego sklepu i za zrabowane pieniądze kupił sobie papierosy. Tam zobaczył radiowóz. Policjanci go nie zauważyli. Spalił papierosa i z przypadkowo spotkaną znajomą wrócił do Żagania.
Kilkaset złotych długu oddal kolegom. Dokupił papierosów. Resztę przegrał na automatach.
Pierwszy skok poszedł gładko. Tomasz postanowił ,,zrobić”’ kolejny sklep. 10 stycznia br. znowu pojechał stopem do Szprotawy. Wybrał sklep spożywczy przy ul. Świerczewskiego. Wszedł w kominiarce z nożem w ręku i sterroryzował ekspedientkę. Wtedy z zaplecza wyszedł partner ekspedientki. Rzucił się na bandziora. Doszło do szamotaniny. Tomaszowi udało się uciec ze sklepu. Za daleko nie uciekł. Mężczyzna dogonił go i obezwładnił. Na miejsce przyjechała policja. Tomasz B. został zatrzymany. Szybko trafił do aresztu.
W piątek, 5 października, przed zielonogórskim sądem okręgowy ruszył proces. Tomasz B. przeprosił swoje ofiary i wyraził skruchę. Sędzia Diana Książek-Pęciak zapytała o to jaki Tomasz B. ma plan na siebie po tym wszystkim. – Praca i pomoc rodzicom przede wszystkim. Dużo przeze mnie przeszli – mówił przed sądem. Oskarżony wyjaśniał, że zrobił to przez kredyt i długi. Sędzia zapytała dlaczego wiec wydał pieniądze na maszynach. – Myślałem, że zarobię, tak mówili koledzy – wyjaśniał Tomasz B.
Sąd na wniosek obrońcy oskarżonego mecenasa Piotra Majchrzaka skorzystał ze skróconego procesu. Wcześniej uzgodniono też wniosek o dobrowolne poddanie się karze przez Tomasza B. Zgodził się na to również prokurator.
Sąd zadecydował, że Tomasz B. za kratami spędzi 3 lata (groziło mu nawet 15 lat). Na poczet kary zaliczono mu 9 miesięcy aresztu. Ma również oddać niemal 3 tys. zł., które zrabował ze sklepu. Musi zapłacić również za uszkodzony napadem towar. Pokryje również 2,4 tys. zł kosztów procesu (połowa sumy).
Wyrok nie jest prawomocny. Tomasz B. zostaje w areszcie.