Nastolatek Albert K. w szale rzucił się na 60-letniego sąsiada. Kopał, uderzał pięściami gdzie popadło. Głową leżącego sąsiada tłukł w krawężnik, aż zabił. W sądzie kilka razy przepraszał rodzinę ofiary i wyrażał skruchę.
Albert K. dziś ma 19 lat. I już wie, że zmarnował sobie życie. – Wiem, że nie mogę cofnąć czasu – mówił w czwartek 15 września przed zielonogórskim sądem okręgowym. Wysoki, widać silny mężczyzna siedział ze spuszczoną głową.
Prokurator odczytał akt oskarżenia Albertowi K. Zarzucił dopuszczenie się zbrodni zabójstwa w Chrobrowie (powiat żagański). Do ataku doszło 27 stycznia br. pod sklepem. Młody chłopak, uczeń Zespołu Szkół Tekstylno-Handlowych kopał, uderzał pięściami a głową ofiary uderzał o krawężnik. To spowodowało śmierć pana Bogusława.
Skatowany mężczyzna zmarł w szpitalu, do którego trafił w krytycznym stanie. Został tak mocno pobity, że na ratunek nie było najmniejszych szans.
Oskarżony nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Mówił, że nie chciał zabić sąsiada. – Nie wiem co się stało, nie wiem co we mnie wstąpiło – wyjaśniał oskarżony. Albert K. Kilka razy podczas procesu przepraszał za swój czyn. Rodzina zabitego mężczyzny przeprosiny przyjęła. – Mimo przeprosin, nie potrafię się pogodzić ze śmiercią ojca, przecież mógł sobie jeszcze spokojnie żyć – mówi Tomasz Bartliński, syn ofiary.
Dlaczego młody chłopak zabił sąsiada? Ofiara miała obrazić matkę Alberta K. To miało wywołać atak szału, który, jak mówił oskarżony , spotęgował alkohol i proszek, jaki wcześnie zażył. Wciągnął go nosem, ale nie wiedział co bierze. Za każdym razem podkreślał, że zrobił to nieświadomie, ale styczność dopalaczami i narkotykami miał. To przyznał przed sądem. Prokurator dodał, że była to amfetamina i metamfetamina.
Oskarżony nie pamięta całego tragicznego zajścia. – Pamiętam jak zadałem cios w twarz i potem już nic nie wiem – wyjaśniał przed sądem Albert K.
Zeznawał również 17-letni syn ofiary. W tragiczny dzień zawołał go brat oskarżonego o morderstwo. – Usłyszałem łomot do drzwi, wybiegłem i dowiedziałem się, że tata leży w kałuży krwi pod domem – wspominał 17-latek. Potem przyjechało pogotowie i zabrało pana Bogusława do szpitala. Nigdy już nie odzyskał przytomności.
Albert K. sam zgłosił się na policję. Dziś siedzi w ławie oskarżonych z ciążącym na nim najcięższym z możliwych zarzutów, czyli dopuszczenia się morderstwa. Chce się dalej uczyć, ponieważ edukację zakończył na gimnazjum. Ma plany na życie. Cierpi z powodu tego co zrobił? W sądzie wydaje się skruszony czynem, o jaki został oskarżony.
Jak był dzieckiem Albert trenował karate. Zdarzały się sparingi, ale karate porzucił dawno temu. W celi miał już zatarg ze współwięźniem. Bili się. – Broniłem się, to on się na mnie rzucił – wyjaśniał w sądzie.
Ofiara była skazana za znęcanie się psychiczne nad rodziną. Bogusław objęty był dozorem elektronicznym, co wykazała obrona Alberta K. – To pranie brudów przez obrońcę po to, żeby osłabić oskarżenie. Te wydarzenia nie mają żądnego związku ze sprawa zabójstwa taty. Ojciec odpokutował za to co zrobił źle – mówi T. Bartliński.