Porwany Mariusz był katowany. Sadysta zadawał mu ciosy nożem. Poszło o pieniądze

Oprawcy uprowadzili Mariusza S. z Żar żądając zwrotu pieniędzy, które wcześniej im zabrał. Uwięziony w mieszkaniu w Nowej Soli mężczyzna był dotkliwie bity. Jeden z sadystów zadawał mu silne ciosy nożem. Zakładnik został wypuszczony dopiero, kiedy bandyci dostali okup i samochód konkubiny ofiary.

Był 21 styczeń br. Mariusz S. z Żar jechał samochodem z kolegą do znajomego Adriana w Gozdnicy. Adrian H. czekał w swoim mieszkaniu. Mariusz musiał doskonale wiedzieć po co jedzie. Wcześniej poważnie zadarł z nieodpowiednimi osobami. – Nie powinienem był brać tych pieniędzy,  teraz tego żałuję. Od samego początku intuicja mówiła mi, że będzie niedobrze  – powiedział skruszony Mariusz przed zielonogórskim sądem. Z Adrianem poznali się kilka lat wcześniej w więzieniu w Krzywańcu. Pod celą znaleźli wspólny język. Potem, już na wolności, miał być spontaniczny, ale narkotykowy biznes.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

W mieszkaniu Adriana w Gozdnicy, na Mariusza czekało jednak pięciu mężczyzn. W pierwszych zeznaniach mówił, że było ich siedmiu. Odwołał to przed sądem. – Dostałem kilka bęcek – opowiadał poszkodowany. Zeznał, że bandyci pytali „gdzie jest kasa”. Z mieszkania w Gozdnicy poszkodowany został wyprowadzony do volkswagena golfa. Z bandytami pojechał do mieszkania gdzieś w  Nowej Soli. Tam Mariusz ponownie został pobity i skrępowany. – Początkowo zasłaniałem się przed uderzeniami. Potem byłem żywym celem, bo związali mi taśmą ręce i nogi, potem to jeszcze związali sznurem – zeznawał Mariusz przed sądem.

Związany Mariusz cały czas był bity. Wcześniej został również skopany. Pobitego bandyci wywieźli do Niedoradza. Tam włączyli jego telefon komórkowy. W ten sposób nie chcieli zdradzać miejsca logowania telefonu i tym samym przetrzymywania zakładnika w Nowej Soli. Kazali Mariuszowi dzwonić do konkubiny. Miała przywieźć 100 tys. zł i spisaną umowę sprzedaży swojego audi. Tak też zrobił. Bandyci razem z nim wrócili do mieszkania w Nowej Soli.

Mariusz bał się o swoje życie. Słyszał, że za to co zrobił „powinien zostać zakopany”. W mieszkaniu dramat ruszył na nowo. – Niski mężczyzna z zębami jak wampir podchodził do mnie i dźgał mnie nożem – zeznawał Mariusz. Zadawał ciosy w plecy i bark. Uderzał mocno powodując głębokie rany. – Wszędzie dookoła było bardzo dużo krwi – opowiadał Mariusz przed sądem. Mężczyzna był dźgany nożem przez całą noc, w odstępach od pół godziny do godziny. Na drugi dzień nie miał już siły się podnieść z powodu utraty krwi.

W końcu, na drugi dzień bandyci dostali pieniądze od konkubiny Mariusza i wypuścili go w lesie koło Kożuchowa. Stamtąd trafił prosto do szpitala w Żarach. Zajął się nim chirurg i wtedy stracił przytomność. – Lekarz mówił, że jeszcze trochę i wykrwawiłby się na śmierć – zeznawała konkubina poszkodowanego mężczyzny.

Sprawa wyszła na jaw, bo szpital o ciężko rannym mężczyźnie powiadomił policję. Szybko zostali zatrzymani Adrian H. i Remigiusz K. Dwaj bandyci są poszukiwani. Tak samo jak mężczyzna z zębami jak wampir, którego tożsamość nie jest ustalona.

Adrian H.chciał  zrobić interes na sprzedaży kilograma metaamfetaminy. Spotkał się z człowiekiem z Leszna, najprawdopodobniej powiązanym z jakąś grupą nowosolską. On dał Mariuszowi 55 tys. zł na zakup narkotyku. Mariusz kasę wziął i ukrył się w Zielonej Górze. Chciał przeczekać sprawę, bo kasę dali „leszcze”. Tak wyjaśniał.

W poniedziałek 3 października br. na pierwszej sprawie sądowej Mariusz niespodziewanie zmienił zeznania. Powiedział, że nie doszło do żadnej narkotykowej transakcji. Mało tego, wyraźnie umniejszył rolę oskarżonych w całym zdarzeniu. Dopytywany przez mecenasa Piotra Majchrzaka, obrońcę Adriana H., powiedział nawet ,że to dzięki oskarżonemu żyje. – Adrian przemywał mi rany zadane nożem i odciągał tego, który mnie dźgał – zeznawał Mariusz w sądzie.

Remigiusz K. również nic mu nie zrobił w trakcie jego porwania i uwięzienia. – Położył się spać w pokoju, w którym byłem związany – opowiadał przed sądem. Mężczyzna nie był nawet agresywny wobec Mariusza.

Sędzia Robert Matysiak kilka razy pytał poszkodowanego dlaczego zmienił swojej zeznania. Mariusz S. mówił, że początkowo był zdenerwowany na Adriana, i to z tego powodu miało wynikać obciążanie go. Również efektem zdenerwowania miało być zeznanie dotycząc narkotykowej transakcji. – Na tym etapie sprawa nie idzie ku porwaniu, ale wymuszeniu zwrotu wierzytelności – mówi mecenas Piotr Majchrzak.

Pewne jest, że w całej sprawie poszło o pieniądze. Padają różne kwoty, 55 tys. zł, 80 tys. zł i 100 tys. zł. Z zeznań wynika, że wyższe kwoty zawierają odsetki, które wliczyli sobie bandyci.