W środę żużlowiec Unii Leszno Grzegorz Zengota przyznał przed zielonogórskim sądem, że widział potrącenie kibica Falubazu przez policyjny radiowóz. Wcześniej nie mówił o tym, bo to dla niego niezręczna sytuacja i nie chciał stać między kibicami a policją.
Żużlowiec Unii Leszno Grzegorz Zengota tym razem pojawił się w zielonogórskim Sądzie Okręgowym. Na poprzedniej rozprawie nie stawił się. Został za to ukarany grzywną w wysokości 1 tys. zł, którą w środę sąd uchylił. Zengota został wezwany jako świadek tragicznych wydarzeń, do których doszło nocą 3 października 2011 r.
Zaraz po fecie z okazji zdobycia przez Falubaz tytułu Drużynowego Mistrza Polski na Żużlu, Zengota zszedł ze sceny. Postanowił wrócić do domu taksówką. Tak też zrobił, jak zeznawał przed sądem. W taksówce podczas jazdy skupiony był na telefonie komórkowym. Siedział z przodu, nie widział ludzi wbiegających na jezdnię dojeżdżając do miejsca, w którym doszło do potrącenie kibica Falubazu.
Tuż przed samym potrąceniem poczuł hamowanie przez taksówkarza. To z powodu kibica, który wbiegł na jezdnię. – Nie było ono zbyt gwałtowne – mówił przed sądem. Potem doszło do potrącenia. – Na taksówkę poleciały rzeczy potrąconej osoby, między innymi buty – mówił Zengota relacjonując tragiczne zdarzenie. Z samochodu jednak nie wysiadał. – Chciałem o tym jak najmniej wiedzieć – mówił przed sądem. Po chwili poprosił taksówkarza, żeby ten odwiózł go do domu. – Mogłem też poprosić taksówkarza o to, żeby nie mówił nikomu o tym, że widziałem zdarzenie – Zengota przyznał przed sądem. Wyjaśniając powody takiego zachowana mówił, że była to dla niego niezręczna sytuacja.
Obrona oskarżonego policjanta dopytywała w jakiej odległości od taksówki przebiegł kibic, który został potrącony przez radiowóz. Zengota dokładnie tego nie określił. Mówił, że mogło to być kilka metrów. Taksówkarz musiał jednak zahamować na widok wbiegającego na jezdnię mężczyzny. Żużlowiec powiedział, że taksówka jechała z normalną prędkością. Podkreślił, że hamowanie taksówkarza nie było ostre. Sędzia dopytywała o to, czy radiowóz wymijał czy też wyprzedzał taksówkę. Zengota zeznał, że tuż przed potrąceniem policyjny bus „może” był trochę przed taksówką.
Zengota zeznał, że na drugi dzień po zdarzeniu zadzwoniono do niego z prokuratury dopytując o potrącenie. Telefonowano na jego prywatną komórkę. – Byłem zdziwiony, że tak szybo Informacja się rozeszła – mówił przed sądem. Nikt z prokuratury jednak nie kontaktował się z żużlowcem. Świebodzińska prokuratura nie ma w aktach żadnej wzmianki o telefonie do Zengoty. Wcześniej nazwisko żużlowca nie padło nawet w gronie świadków wzywanych do sprawy. To, że Zengota wie coś na temat potrącenia, ustaliła obrona oskarżonego policjanta. Wszystko wskazuje na to, że do Zengoty zadzwonił ktoś podając się za prokuratora, aby dowiedzieć się czegoś na temat wydarzenia. Sam Zengota o zdarzeniu rozmawiał z jednym ze sponsorów.
Sprawa przeciągnie się. W związku z zeznaniami żużlowca sąd jeszcze raz zwróci się do biegłych. Prokuratura chce również odtworzenia zapisu z kamer przemysłowych na stacji benzynowej w okolicy potrącenia. Do ustalenia zostaje również taksówkarz, który wiózł Zengotę w chwili wypadku. Żużlowiec nie pamiętał z kim jechał. – To był samochód osobowy kombi, ale myślę, że rozpoznam taksówkarza – powiedział w sądzie. Obrona chce powołania drugiego zespołu ekspertów, którzy wydaliby opinie dotyczące wypadku, jego okoliczności oraz prędkości, z jaką jechał policyjny radiowóz.