Mężczyzna zgłosił kradzież auta upierając się przy swojej wersji zdarzeń. Dopiero gdy usłyszał ustalenia policjantów, przyznał się, że kradzieży nie było. Sam rozbił samochód i porzucił, bo bał się odpowiedzialności. Usłyszał zarzut składania fałszywych zeznań i zgłoszenia przestępstwa, którego nie było.
Mieszkaniec Kostrzyna nad Odrą w lipcu zgłosił się do policjantów. Twierdził, że został mu skradziony samochód. Funkcjonariusze przyjęli zawiadomienie, choć już pierwsze informacje wskazywały na to, że citroena nikt nie ukradł. Policjanci ruszyli na poszukiwaniu świadków i dowodów, które miały pomóc w ustaleniu szczegółów. Citroena na pewno nie było w okolicach miejsca zamieszkania 31-latka.
Policjanci analizowali informacje, które udało im się zebrać. Przy ul. Jana Pawła II znaleźli rzekomo skradziony samochód. Citroen był rozbity. – To jednak nie zakończyło czynności, bo nadal nie wiadomo było jak auto znalazło się w tym miejscu i kto odpowiada za jego uszkodzenie – mówi podkom. Grzegorz Jaroszewicz, rzecznik policji w Gorzowie.
Policjanci wykonywali czynności na miejscu odnalezienia auta. Nic nie wskazywało jednak na to, żeby do auta ktoś się włamał. W tym samym czasie policjanci odnaleźli na ul. Niepodległości uszkodzonego volkswagena tourana. Miał wgnieciony tył. Śledczy wiedzieli, że należy kolejny raz porozmawiać ze zgłaszającym.
Mężczyzna mimo tego, że wielokrotnie był uprzedzany o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, podtrzymywał swoją wersję zdarzeń. – Kiedy policjanci przedstawili swoje ustalenia, 31-latek przyznał się do rozbicia swojego citroena – mówi podkom. Jaroszewicz. Wyjaśniał, że obawiał się odpowiedzialności za kolizję. Teraz ma o wiele większe kłopoty. Policjanci przedstawili mu zarzut składania fałszywych zeznań i zawiadomienie o przestępstwie, którego nie było. 31-latkowi grozi za to kara do 5 lat więzienia.