Mężczyzna, która miał zostać oblany przez napastnika benzyną i podpalony, zrobił to sam. Tak wykazało policyjne śledztwo. Powodem była kłótnia z dziewczyną.
W poniedziałek wieczorem zielonogórską policję na nogi postawiło dramatyczne zdarzenie. Na stację benzynową przy ul. Moniuszki dotarł dotkliwie poparzony mężczyzna. Miał poparzoną głowę, szyję, kark i klatkę piersiową. Powiedział, że kiedy wychodził ze sklepu podbiegł do niego mężczyzna z kapturem na głowie. Oblał go jakimś płynem i podpalił. Bandyta uciekł. Poparzonego mężczyznę do szpitala zabrała karetka pogotowia. Został przewieziony na oddział pooparzeniowy szpitala w Nowej Soli.
W tym czasie policjanci penetrowali rejon ul. Jedności. To tam miał nastąpić atak podpalacza. Na miejsce wezwano kilka ekip śledczych. W akcję włączono psy trapiące.
Już we wtorek rano policjanci domyślali się, że nie było żadnego ataku podpalacza. Poinformował o tym nas podkom. Sławomir Konieczny, rzecznik lubuskiej policji zaznaczając, ze jednym z badanych wątków jest motyw obyczajowy zdarzenia.
Dziś jest już pewne, że mężczyzna dokonał samopodpalenia. – Zrobił to przystawiając zapalonego papierosa do kurki nasączonej łatwopalną substancją – mówi podinsp. Mariusz Olejniczak z zielonogórskiej policji. Wcześniej pokłócił się z dziewczyną, był pod wpływem alkoholu. Z pewnością chciał dziewczynę zastraszyć manifestując to groźbą podpalania siebie. Nie sądził jednak, że kurtka zapali się błyskawicznie.
Ustalenia policjantów potwierdziło nagranie monitoringu z kamery znajdującej się na budynku Polmosu przy ul. Jedności. Widać na nim płonącego mężczyznę, który zrzuca ubrania i odchodzi.
Dlaczego wymyślił zdarzenie? – Był w szoku pourazowym oraz pod wpływem alkoholu – mówi podinsp. Olejniczak.
Prokuratura nie wyklucza postawienia mężczyźnie zarzutu. – Jeżeli potwierdzi się fałszywe zawiadomienie policji o przestępstwie, będzie rozpatrywane postawienie mężczyźnie zarzutu – informuje prokurator Grzegorz Szklarz, rzecznik zielonogórskiej Prokuratury Okręgowej.