Świebodziński sąd uznał ratownika WOPR winnym spowodowania śmiertelnego wypadku podczas imprezy integracyjnej w Przełazach nad jeziorem Niesłysz.
Dziś, 33-letni ratownik WOPR, został uznany przez sąd winnym spowodowania tragicznego wypadku na jeziorze Niesłysz. Z łodzi, którą prowadził, wypadła kobieta, uczestniczka zabawy integracyjnej w Przełazach. Pracująca śruba silnika łodzi zmasakrowała kobiecie głowę. Obrażenia były śmiertelne.
Sąd skazał 33-latka na karę półtora roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Zasądził również odszkodowania w kwotach po 10 tys. zł, 5 tys. zł i 3 tys. zł dla osób poszkodowanych śmiercią kobiety. Na dwa lata zakazał mężczyźnie pływania pojazdami wodnymi.
– Czekamy na pisemne uzasadnienie wyroku i wtedy zastanowimy się nad złożeniem apelacji – mówi prokurator Krzysztof Pieniek, zastępca prokuratora rejonowego w Świebodzinie. Prokuratura chciała dla oskarżonego kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na dwa lata i między innymi zakazu wykonywania zawodu ratownika WOPR.
To był trudny proces. Mężczyzna został oskarżony o śmierć kobiety, która wypadła z łodzi, za której sterami siedział. Jej głowę zmasakrowała śruba silnika. Do tragedii doszło 18 maja 2013 r. W Przełazach odbywała się wtedy impreza integracyjna jednej ze świebodzińskich firmy. Oskarżony pracował jako ratownik WOPR. W dniu zdarzenia został poinformowany przez przełożonego, iż ustalono z organizatorem imprezy, że grzecznościowo oskarżony będzie przewoził gości łodzią motorową, w zamian za paliwo.
Każdy z uczestników imprezy w ramach atrakcji mógł przepłynąć jezioro łodzią z ratownikiem. Atrakcja spodobała się, bo na pomoście ustawiła się spora kolejka chętnych. Na imprezie był alkohol. Oskarżony wykonał trzy kursy z pasażerami. Za trzecim razem zabrał na motorówkę pięć kobiet, w tym pokrzywdzoną i wypłynął na jezioro. Nie pytał ich czy piły alkohol. Ratownik nie założył również zrywki, której zerwanie w razie problemów przerywa obwód elektryczny zapłonu i wyłącza silnik. Ratownik tolerował również fakt, że pokrzywdzona, jako piąta pasażerka na pokładzie, nie miała kamizelki ratunkowej.
Ratownik w czasie rejsu robił kobietom zdjęcia aparatem fotograficznym puszczając ster w czasie rejsu motorówki.
Do tragedii doszło podczas dobijania do pomostu. Jak ustaliła prokuratura oskarżony prowadził łódź za szybko. Podczas dobijania do pomostu stracił panowanie nad łodzią, uderzył prawą stroną łodzi o pomost. Wtedy razem z dwoma pasażerkami wpadł do wody. Na łodzi pozostały trzy kobiety, które nie potrafiły wyłączyć silnika.
Silnik łodzi cały czas pracował. Pokrzywdzona, która wypadła przed dziób, dostała się pod łódź. Wtedy śruba zmasakrowała jej głowę. W chwili zdarzenia kierujący łodzią był trzeźwy. Kobieta, która zginęła miała 1,2 promila alkoholu we krwi.
Świadkowie, którzy obserwowali zdarzenie z pomostu, zeznali, że ratownik brał na pokład tylko po cztery osoby, gdyż tylko tyle miał kamizelek. Jednak odnośnie rejsu, w którym zginęła pokrzywdzona świadkowie zeznali, że ratownik początkowo nie chciał zabrać pokrzywdzonej, ale pozostałe kobiety go namawiały i wtedy uległ zabierając piątą kobietę.