Śmiertelnie chorego 72-latka wypisano ze szpitala. Na kuchence gazowej suszył ubrania. Mogło dojść do tragedii

72-letni Adam był w gorzowskim szpitalu. Ciężko choruje na nowotwór. Został wypisany z oddziału przez koronawirus, tak mówił. Sąsiadka rano zobaczyła pana Adam leżącego w krzakach. Wcześniej rozbił auto. Inny sąsiad na szczęście wszedł do mieszkania pana Adama i wyłączył palniki kuchenki gazowej, na której mężczyzna suszył ubrania. W każdej chwili mogło dojść do tragedii. Pomogli gorzowscy policjanci, wezwali karetkę. Schorowany, samotny 72-latek wrócił jednak do domu. Po naszej interwencji trafi do domu pomocy społecznej.

We wtorek na rondzie św. Jerzego z drogi wypadł osobowy nissan. Samochód uderzył w latarnię. Na miejsce zdarzenia przyjechała gorzowska policja. Za kierownicą nissana siedział 72-latek. Nie bardzo wiedział co się stało. Po zdarzeniu wrócił do domu w bloku przy ul. Marcinkowskiego 9A. Nie wszedł do mieszkania. – Zobaczyłam tego pana leżącego w krzakach pod blokiem – mówi Alicja Wolak Ciesielska. Kobieta nie była obojętna na los starszego pana. Zainteresowała się nim, zaczęła mu pomagać.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Okazało się, że pan Adam jest śmiertelnie chory, ma nowotwór. – Wygląda bardzo źle, jest osłabiony. Mężczyzna ma demencję, nie pamięta niczego. Nie zna numerów pin do swoich karat bankomatowych – opowiada A. Wolak Ciesielska. 72-latek powinien mieć pampers. W poniedziałek, 16 marca, do domu przyjechał taksówką. Nie miał jak zapłacić za kurs. – Taksówkarz poszedł z nim do mieszkania i na poczet zapłaty za kurs pod zastaw wziął laptop, nie wiemy czy go oddał – mówią nam sąsiedzi pan Adama. Pani Alicja odblokowała telefon pana Adma i zaczęła szukać jego rodziny, bezskutecznie. – To osoba samotna, nie ma nikogo i nikt mu nie pomoże – mówi A. Wolak Ciesielska.

We wtorek, 17 marca, około godz. 5.00 nad ranem Waldemar Wiśniewski usłyszał hałas z mieszkania pana Adma. – Zszedłem tam, w mieszkaniu był włączony odkurzacz, który wyłączyłem – mówi W. Wiśniewski. Po godz. 7.00 znowu z troski zajrzał do sąsiada. Pana Adama nie było w mieszkaniu. – Na kuchence były odpalone palniki gazowe, w piekarniku również, a na drzwiczkach od piekarnika były rozwieszone ubrania. Przecież w każdej chwili mogło dojść do pożaru lub wybuchu – mówi W. Wiśniewski. Ludzie zaczęli szukać pomoc dla pana Adama. – Nikt nas nie słuchał – mówią mieszkańcy. Losem schorowanego mężczyzny zainteresowała się gorzowska policja. – Patrol pojechał na miejsce. Policjanci od razu na pomoc mężczyźnie wezwali karetkę pogotowia ratunkowego – mówi sierż. szt. Mateusz Sławek z biura prasowego lubuskiej policji. Mężczyzna został zabrany do szpitala – powiedziano nam, że zabrano go na oddział psychiatryczny – mówi W. Wiśniewski.

Wygląda na to, że sprawa została zamknięta, a mężczyzna dostanie niezbędną mu pomoc. – Pan Adam wrócił do bloku, widziałem jak wchodził do mieszkania. Nikt nie chce pomóc mu ani nam – mówi rozżalony W. Wiśniewski. Kto ma pomóc mężczyźnie? –  W takim przypadku musi dojść do interwencji pomocy społecznej, która ma obowiązek zapewnić pomoc osobie w tak poważnym problemie zdrowotnym i potrzebie – wyjaśnia mecenas Robert Kornalewicz z kancelarii Szymański&Kornalewicz w Zielonej Górze.

Skontaktowaliśmy się z Gorzowskim Centrum Pomocy Rodzinie. Dyrektor GCPR-u nie chciała jednak z nami rozmawiać odsyłając od razu do rzecznika gorzowskiego magistratu Wiesława Ciepieli. Nawet nie wysłuchała poważnego problemu.  Tymczasem to GCPR powinien od razu interweniować. Sprawę przedstawiliśmy rzecznikowi magistratu. Ten skontaktował się z dyrekcją GCPR. – Mężczyźnie oczywiście zostanie udzielona pomoc. Zajmują się już tym odpowiednie osoby. Trafi do domu pomocy społecznej  – zapewnił nas W. Ciepiela. 72-latek musi się jednak na to zgodzić.