W marcu 2014 r. wybuchł gigantyczny pożar traw i nieużytków. W płomieniach było ponad 100 hektarów. Gigantyczny pożar wybuchł po godz. 22.00. Paliły się łąki od Brodów po Nietków. – Uciekaliśmy z płomieni, uratowaliśmy wozy bojowe, węże się spaliły – relacjonowali wtedy ochotnicy z Czerwieńska. To była robota podpalacza. Podłożył ogień przynajmniej w kilkunastu miejscach w krótkich odstępach czasu.
Płomienie podchodziły pod domy. Paliły się trzciny na polu przylegającym do budynków. Strażacy zawodowi z Zielonej Góry, Sulechowa oraz ochotnicy z Czerwieńska i okolicznych miejscowości skupili się na obronie domów. Sytuacja była dramatyczna Ludzie wyszyli ze swoich domów. Z każdym podmuchem wiatru ogień robił się coraz większy.
Na szczęście płomienie nie przeszły przez cienki pas zaoranej ziemi dzielącej trzciny od domów. Przy jednym z budynków trzcina rosła jednak przy posesji. Strażacy zalewali ją wodą, aby uchronić dom. Udało się.
Jedna z linii obrony została zorganizowana na asfaltowej drodze w Nietkowie. Tam spotkaliśmy ochotników z Czerwieńska. Niektórzy mieli spalone włosy na głowie. Opowiadali o piekle, które rozgrywa się na polach w kierunku Odry. Płonęło wszystko od Nietkowa po Brody, aż do samej rzeki. Z ogniem walczyli używając trzech wozów bojowych. W pewnym momencie płomienie odcięły ich z dwóch stron. Temperatura w samochodach natychmiast zrobiła się bardzo wysoka. Na szczęście udało się wyjechać z płomieni. Ogień strawił jednak strażackie węże. Nie było czasu na zwijanie.
Niemal w tym samym czasie strażacy kończyli gasić pola w okolicy miejscowości Brody. Okazało się, że straż miała do czynienia przynajmniej z kilkunastoma podłożeniami ognia. Płomienie rozprzestrzeniły się aż na kilkadziesiąt miejsc tworząc gigantyczny pożar. W sumie w ogniu było ponad 100 hektarów.
Z ogniem walczyło 20 zastępów zawodowej i ochotniczej straży pożarnej. To ponad 60 osób. Wozy nieustannie dowoziły wodę czerpaną z hydrantów. Sytuacja była bardzo trudna. Gaszenie utrudniał silny wiatr. W dodatku walkę z płomieniami prowadzono w ciemnościach.
Dojazd od płonących miejsc był bardzo trudny. Kilka wozów gaśniczych utknęło w miękkim gruncie. Samochody nie były w stanie wyjechać z pola. Linie obrony zostały ustawione na wyasfaltowanych odcinkach. Strażacy cały czas szukali odpowiednich dróg dojazdowych, po których mogą jechać ciężkie wozy gaśnicze.