44-letnia mieszkanka Świebodzina wypadła z łodzi na jeziorze Niesłysz w Przełazach. Śruba rozbiła jej głowę, śmiertelnie. Wygląda na to, że ratownik WOPR, który sterował służbową łodzią złamał przepisy bezpieczeństwa.
Do tragedii doszło w piątek około godz. 19.00 na jeziorze Niesłysz w Przełazach. Kilka kobiet wsiadło do pontonu napędzanego silnikiem. Sterował 32-letni ratownik WOPR. – W pewnym momencie jedna z kobeta wypadł z pontonu. Niestety śruba rozbiła głowę kobiety – informuje prokurator Grzegorz Szklarz, rzecznik zielonogórskiej prokuratury okręgowej. Kobieta zmarła.
Ofiara to 44-letnia mieszkanka Świebodzina. – Mężczyzna, który prowadził łódź był trzeźwy – mówi prokurator Szklarz. Prokuratura ustali przebieg oraz przyczynę nieszczęścia.
Wypadkiem zasmucony jest Jerzy Telak, prezes krajowej centrali Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. – Ubolewam najbardziej nad tym, że ratownik który ma strzec bezpieczeństwa stał się, jestem pewnym że nieumyślnym sprawcą tragedii – mówi prezes Telak.
Tragiczne zdarzenie wyjaśni prokuratorskie śledztwo. Prokurator Szklarz poinformował, że została zabezpieczona łódka. Prezes Telak zaznacza, że do ratownik nie miał prawa zabierać turystów do łodzi. – To sprzęt ratowniczy, służy do manewrów, patrolowania, ćwiczeń oraz akcji ratowniczych. Użycie sprzętu do innego przeznaczenia jest błędem, jak widać katastrofalnym – mówi prezes Telak.
Wygląda również na to, że wodniak, który należy do wojewódzkiej grupy operacyjnej, której siedziba jest w Przełazach, nie zastosował się do obowiązujących reguł pływanie łodzią motorową. – Skoro po tym jak sternik wypadł z łodzi za burtę silnik nie zgasł to prawdopodobnie pękła linka, tak zwana zrywka lub nie została ona użyta przez ratownika, który przed uruchomieniem silnika powinien ją zapiąć sobie na rękę – wyjaśnia prezes Telak. Zrywka odcina dopływ palia do silnika, który w rezultacie gaśnie. – To nie jest tak, jak z gazem w samochodzie. Tutaj po podciągnięciu manetki obroty silnika natychmiast wzrosną, ale nie spadną dopóki manetka nie zostanie opuszczona – wyjaśnia prezes Telak.
Jak doszło do tragedii? Prawdopodobnie sternik wypadł za burtę. – Silnik nie zgasł, łódź popłynęła dalej i uderzyła w przeszkodę – mówi prezes Telak. Wtedy za burtę wypadła kobieta, którą zmasakrowała śruba silnika mającego kilka tysięcy obrotów na minutę.
Taka tragedia w polskim ratownictwie wodnym wydarzyła się pierwszy raz. – Nie pamiętam takiej sytuacji. Było podobne zdarzenie na jeziorze Zegrzyńskim, ale dotyczyło wypadku z prywatą łodzią – mówi J. Telak.
Prezes Telak o zdarzeniu poinformował już Krajowego Koordynatora Grup Ratowniczych. Zostanie również wszczęte postępowanie w tej sprawie. – Zdarzeniem zajmie się również sąd koleżeński na szczeblu wojewódzkim – mówi prezes Telak dodając, że to smutny dzień dla wodnego ochotniczego pogotowia ratunkowego. 32-letniego wodniaka Mateusza P. czeka koniec służby.