„Tulipan” z Zielonej Góry rozkochiwał i perfidnie okradał kobiety. Jego ofiarami były lekarki

Maciej M. lekarce z Nowej Soli, obiecywał wspólny dom i rodzinę. W rzeczywistości oszukał kobietę grając na jej uczuciach. Wyłudził od niej 300 tys. zł. Tak samo oszukał terapeutkę z Zielonej Góry wyłudzając 200 tys. zł. Już pewne, za oszustwo lekarki „Tulipan” spędzi za kratami rok i 10 miesięcy. Musi też oddać kobiecie pieniądze. Sąd dodatkowo ukarał go grzywną w wysokości 15 tys. zł i obciążył kosztami procesu sądowego.  

W marcu 2015 r. 53-letnia lekarka  z Nowej Soli została zaczepiona na portalu randkowym przez 45-letniego Macieja M. Kobieta była po rozwodzie. Maciej wiedział, że pisze do kobiety po bolesnym rozstaniu. Znał matkę 53-latki, też lekarkę. Rozmowę prowadził tak, żeby zagrać na uczuciach lekarki. Udało mu się.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Maciej po Viadrinie we Frankfurcie nad Odrą, znający język niemiecki sprawiał wrażenie zaradnego mężczyzny. Lekarce powiedział, że jest właścicielem dużej firmy transportowej. Dla uwiarygodnienia podjeżdżał pod dużą znaną firmę transportową w Zielonej Górze. Cały czas opowiadał o miłości i wspólnym życiu z lekarką. Planował budowę domu.

Maciej nie chciał mówić o swoich dawnych partnerkach i byłej żonie. Tłumaczył, że go skrzywdziły. Powiedział, że była żona jest chora psychicznie, a on na jej leczenie wydał 130 tys. zł.

Pod koniec kwietnia 2015 r. lekarka z Maciejem pojechali do Warszawy. Przywozili rzeczy córek lekarki, które zaczynały studia medyczne. Po powrocie do Zielonej Góry Maciej powiedział, że gdy byli w Warszawie okradziono jego mieszkanie. Dodał też, że wspólnik, bez jego wiedzy, wypłacił z konta firmy pół miliona złotych. Dodał, że właśnie, że chce przywieźć do siebie 12-letniego syna. Powiedział, że musi wynająć inne mieszkanie, bo w tym okradzionym będzie się źle czuł. Tak tez zrobił. Za wyposażenia zapłaciła jednak lekarka. Potem już co chwilę brał gotówkę od lekarki. Najpierw to były zakupy AGD. Z czasem coraz większe kwoty na utrzymanie firmy. Mówił, że potrzebuje pieniędzy na tankowanie tirów. Przez półtora roku wyłudził od lekarki aż 300 tys. zł.

Sprawą zainteresowała się córka lekarki. Zobaczyła długi matki. Lekarka dla Macieja pożyczała pieniądze od znajomych i nawet pacjentów. Z czasem nie była w stanie spłacać pożyczek. Za namową córki, lekarka skontaktowała się z ojcem Macieja. Ten od razu przyznał, że syn jest oszustem.

Maciej zrobił się agresywny. Groził partnerce. Mówił, że oszpeci twarz jej córki lub naśle na nią Ukraińców. Zagroził, że skompromituje dentystkę. Lekarka namówiła Macieja do podpisania umowy pożyczki na kwotę 160 tys. zł. Potem dalej pożyczała mu pieniądze. Chciała, żeby stanął na nogi i oddał jej cały dług.

Po rozstaniu z lekarką, Maciej od razu poznał terapeutkę z Zielonej Góry. Działał tak samo jak w przypadku lekarki. Znowu parkował auto pod firmą transportową. Budował dla terapeutki przychodnię w Zielonej Górze. Zorganizował spotkanie z psychologami z Poznania w wynajętym budynku. Kobiecie po Macieju pozostał jedynie dług 200 tys. zł. Tą sprawą zajmuje się prokuratura.

W trakcie związku z terapeutką,  w kwietniu ub.r. Maciej M. zorganizował swoje 45 urodziny. Wybrał znany lokal Winiarnia Bachus. Postawił mocne warunki. Grał wskazany przez niego zespół jazzowy z Wrocławia z wokalistką. Kelnerzy musieli mieć białe rękawiczki. Impreza się odbyła, ale Maciej rachunku nigdy nie zapłacił.

Maciej chciał oszukać też znanego piosenkarza. Po koncercie w Zielonej Górze obiecał mu 30 tys. zł na wydanie płyty. Warunkiem było logo wypożyczalni sprzętu wodnego ze Sławy na okładce płyty. Maciej pieniędzy piosenkarzowi nigdy nie dał. Pozostał niesmak.

Sprytny oszust potrafił spędzić weekend w pensjonacie w górach i uciec bez płacenia. Maciej miał też oszukać sklep rowerowy w Zielonej Górze. Najpierw jeździł oglądać drogie rowery. Kazał sobie je dostarczyć daleko za Zieloną Górę. Rowery sklep dostarczył, ale Maciej nie zapłacił za nie.

Skontaktowały się z nami osoby, którym Maciej M. nie zapłacił czynszów za wynajem lokali. Mieszkał i uciekał nie ponosząc żadnych kosztów. Właścicielom zostały do pokrycia zużyte media i czynsze.

Jest jeszcze jedna ofiara oszusta Macieja, również lekarka. Nie chciała jednak zeznawać podczas procesu.

Wyrok zapadł 7 maja. „Tulipana” Macieja M. nie było w zielonogórskim sądzie. O wyroku dowiedział się od adwokata. Sędzia Ewa Fliegner z zielonogórskiego sądu okręgowego uznała Macieja M. winnym. Za wyłudzenie majątku od lekarki i grożenie jej córce został skazany na dwa lata więzienia. Sąd nakazał Maciejowi M. zwrot 160 tys. zł. Dostał też 15 tys. zł. grzywny.

Maciej podczas procesu wyjaśniał, że pieniądze od Anety nie były pożyczkami. Mówił, że czuł się utrzymankiem dentystki. Ma o sobie ogromne mniemanie. Mówił, że nie pracuje, bo „nie ma firmy, która będzie potrafiła wykorzystać jego możliwości intelektualne”.

Ustaliliśmy, że przez wiele lat był spedytorem. Wcześniej był skazany za wyłudzenia pieniędzy od szefów firmy transportowej, w której pracował. Chodziło o 300 tys. zł. Już wtedy podawał się za prezesa firmy, w której był spedytorem.

Wiadomo już, że Maciej idzie do więzienia. Sąd apelacyjny nieco złagodził wyrok skazując go na rok i 10 miesięcy więzienia. W pozostałym zakresie wyrok został utrzymany.