W środę 23 marca odbył się kolejny proces szajki oskarżonej o kradzież 150 samochodów o wartości 5 mln zł. Oskarżenie obejmuje w sumie 22 osoby.
Trzy osoby zostały dowiezione do zielonogórskiego sądu okręgowego z aresztu. Reszta odpowiada z wolnej stopy. Proces potrwa zapewne długo. Wiadomo już, że część z oskarżonych dogadała się z prokuraturą. Tak sami mówią na sądowym korytarzu. Uzgodnili kary. Teraz musi na to zgodzić się sąd.
Proces miał ruszyć 18 lutego ub.r. Wtedy jednak sąd nie otworzył przewodu, bo nie było takiej możliwości. Część oskarżonych nie stawiła się w sądzie. Odebrano tylko dane oskarżonych, a proces został odroczony do kwietnia. Część oskarżonych wróciła do cel, reszta do domów. Trzy osoby były poszukiwane do sprawy.
W ławie oskarżonych zasiadają łącznie 22 osoby. Jest ich tak dużo, że zajmują większość ławek. Wśród oskarżonych jest spedytor logistyk, osoba prowadząca własną działalność, pracownik lasów, firmy produkującej słodycze i osoby bezrobotne. Wszyscy deklarują, że nie mają żądnego majątku. Nie znają się, tak mówią na sądowym korytarzu. Po chwili jednak rozmawiają ze sobą tak, jakby byli dobrymi znajomymi i świetnie się znali. Na sali podczas pierwszego procesu mrugali do siebie i uśmiechali się.
Wszyscy oskarżeni są mieszkańcami województwa lubuskiego w wieku od 18 do 60 lat. Jeden z szefów grupy, 40-letni mieszkaniec jednej z miejscowości pod Zieloną Górą, został zatrzymany na terenie Holandii na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Kolejnych członków szajki zatrzymano na terenie Niemiec.
Proces to finał ogromnego śledztwa, które prowadziła zielonogórska prokuratura okręgowa z wraz prokuratorami z Brandenburgii. Kluczem do rozpracowania przestępczej działalności grupy było połączenie działań funkcjonariuszy z Polski i Niemiec. Specjalnie w tym celu powołano polsko-niemiecki zespół śledczy. W jego skład weszli prokuratorzy z zielonogórskiej okręgówki, prokuratury ds. Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości z Brandenburgii oraz funkcjonariusze CBŚ z Zielonej Góry i Wydziału ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej Krajowego Urzędu Kryminalnego Brandenburgii.
Gang kradł mercedesy sprintery, volkswageny caddy i touran oraz volkswageny T5, audi, skody oraz seaty. Na początku w 2009 r., kradli na terenie Niemiec. Z czasem zaczęli kraść też w Polsce. Szajka ukradła w sumie 150 samochodów, których wartość to ponad 5 mln zł. Z tego 20 sztuk ukradzionych zostało w Polsce.
W grupie obowiązywał ścisły podział zadań. Wyznaczone osoby włamywały się do samochodów. Inni członkowie gangu mieli za zadanie przewieźć pojazd z miejsca kradzieży do „dziupli”. Jeszcze inni byli odpowiedzialni za rozbieranie pojazdów na części i ich sprzedaż lub sprzedaż pojazdu w całości. Złodzieje byli wyjątkowo skuteczni. Często podczas jednego wyjazdu sprawcy kradli nawet 4 samochody. – Grupa była doskonale zorganizowana, tak dobrze przygotowaną hierarchię spotyka się rzadko – mówił dr Alfred Staszak, szef zielonogórskiej prokuratury okręgowej.
Zlikwidowana grupa to jedna z większych tego typu szajek. – Jeżeli w Brandenburgii rocznie ginie około 350 samochodów, to zlikwidowanie szajki, która ma na koncie kradzież 150 aut jest znaczącym sukcesem – mówił prokurator Staszak.