Maciej H. z pistoletem w ręku napadł na „Żabkę” w Żarach. Wiedział po co idzie i co robi. We worek, 22 listopada, zielonogórski sąd okręgowy skazał go na 3 lata więzienia. Sąd uznał, że broń której użył podczas napadu, jest traktowana jako palna.
Przed wyrokiem odbyły się mowy końcowe. Prokurator Małgorzata Miszczuk-Rzeźniczak z żarskiej prokuratury rejonowej podnosiła, że Maciej H. podczas napadu użył broni palnej. Zaznaczyła, że zgodnie z ostatnią opinią biegłych balistyków ze Szczecina, strzał z pistoletu-startera może poparzyć skórę twarzy lub nawet uszkodzić oczy lub słuch. Prokurator zaznaczyła dodatkowo, że czyn, jakiego dopuścił się oskarżony, zasługuje na potępienie społeczne. – Kara musi mieć wymiar nie tylko prewencyjny ale również pokazywać, że nie ma społecznej zgody na tego typy występki – mówiła prokurator. Dla oskarżonego zażądała kary 4,5 roku więzienia.
Obrońca oskarżonego mecenas Stanisław Krasko stał na stanowisku, że Maciej H. nie tylko nie celował do ekspedientki, ale również z powodu upicia nie wiedział co ma w rękach. Mecenas Krasko dodał, że ekspedientka zauważyła, że ma do czynienia z pistoletem hukowym. – Do napadu oskarżonego pchnęła bieda, a odwagi dodał alkohol – mówił mecenas Krasko. Obrona chciała zmiany kwalifikacji czynu na napad bez broni w ręku.
Oskarżony jeszcze raz przeprosił za to co zrobił. – Czasu nie da się cofnąć – dodał w swojej króciutkiej mowie końcowej Maciej H.
Po przerwie sędzia Diana Książek-Pęciak ogłosiła wyrok. Maciej H. spędzi w więzieniu 3 lata. Ma również zapłacić koszty sądowe, które wyniosą około 2 tys. zł. Sąd uznał, że broń, której użył Maciej H. podczas napadu, jest traktowana jako palna. Tak wykazała ekspertyza uzupełniająca. Sędzia Książek-Pęciak uzasadniając wyrok zaznaczyła, że do napadu nie do końca doszło z biedy. – Oskarżony jest osobą, która ma możliwości zarobkowe, a w dodatku przed napadem miał pieniądze na alkohol – mówiła sędzia Książek-Pęciak.
Oskarżony w dniu napadu miał 3 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Zgodnie z opinią biegłego nie był jednak upity do tego stopnia, żeby nie wiedzieć co robi. W sądzie Maciej H. mówił również, że napadł na sklep, bo miał dość biedy i chciał w ten sposób pomóc mamie.
Sąd wziął pod wątpliwość również to skąd Maciej H. miał pistolet startowy. Przed sądem zeznał, że go znalazł. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie sądu, dlaczego nie odniósł broni na policję.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator czeka na uzasadnienie. Obrona nie wie czy będzie apelować. – Kara jest minimalna, więc raczej nie ma do czego składać apelacji – mówi mecenas Krasko.
Do napadu doszło nocą 8 lipca br. Dochodziła godz. 22.00. Pijany Maciej H. wszedł do sklepu, którego był stałym klientem. Wyciągnął z kieszeni pistolet i wycelował w ekspedientkę. Zażądał pieniędzy z kasy. Kiedy ekspedientka nie reagowała przeszedł za ladę. Doszło do szarpaniny. Kasjerka Beata G. nie odpuszczała. Wtedy do sklepu wszedł klient Sławomir K. Pani Beata krzyknęła, żeby zamknął drzwi i nie wypuszczał bandyty. Tak zrobił. Maciej chwycił za sztangę papierosów i z pistoletem w dłoni zaczął iść w kierunku pana Sławomira. Przy drzwiach klient chwycił go za dłoń, w której miał pistolet i wtedy rozpoznał, że to atrapa. Po chwili bandyta odpuścił i poddał się.