– Gdybyśmy go wtedy dopadli to z pewnością doszłoby do samosądu – mówi kelner, który znał zamordowaną przed laty kelnerkę z Topazu. Podejrzany o zbrodnię, do której doszło 27 lat temu, siedzi w zieonogórskim areszcie i czeka na proces.
Wydarzenie, do którego doszło nocą z 26 na 27 listopada 1987 r. wstrząsnęło Zieloną Górą. 33-letnia kobieta wracała z pracy. – Szła do domu, mieszkała w okolicach ul. Chopina, pamiętamy że poszła na skróty – opowiada nam kelner, który znał kelnerkę z Topazu.
Do ataku zwyrodnialca doszło blisko jej domu. Morderca zgwałcił i udusił kobietę. Ciało zostało znalezione przez przechodniów, którzy zaalarmowali organy ściągania. – To była bardzo miła i niezwykle ładna kobieta. Miała urodę sycylijską, tak wtedy wszyscy o niej mówili – wspomina kelner.
Była osobą lubianą, stąd oburzenie z środowisku kelnerskim tamtych lat wywołane jej zamordowaniem. – Wściekli byli również taksówkarze – mówi nam świadek tamtych wydarzeń.
Cała Zielona Góra mówiła o tym morderstwie. – Tym bardziej, że szybko został zatrzymany podejrzany o to zabójstwo – mówi nam kelner. Dlatego wściekłość narastała, kiedy okazało się, że nie udowodniono mu winy. Mimo wszystko mieszkańcy miasta nie bardzo wiedzieli kim był zatrzymany wtedy mężczyzna. Jedno było pewne. – Gdyby dostał się w nasze łapy to doszłoby do samosądu – mówi nam świadek wydarzeń.
Mimo, że śledczy mieli przypuszczenia, nie byli w stanie udowodnić zatrzymanemu mordercy winy. Przemawiały za tym między innymi napady, których dopuścił się wcześniej. W ich trakcie podduszał swoje ofiary. W rezultacie śledztwo zostało umorzone. W grudniu 1988 r. zabójca spokojnie zaczął wieść normalne życie. Był spokojny.
Podejrzany o zbrodnię 27-latek pochodził z okolic Zielonej Góry. Pracował i mieszkał jednak w Katowicach. Pod koniec lat 90-tych zdecydował się na emigrację. Z całą rodziną wyjechał do Niemiec. Tam dostał obywatelstwo i spokojnie sobie żył. Spokojnie do czasu, aż zielonogórska prokuratura okręgowa wróciła do sprawy zabójstwa kelnerki.
Obecnie 54 -latek jest już na niemieckiej rencie. Był zdziwiony, kiedy dowiedział się, że śledztwo zostało wznowione, a on jest podejrzanym. W pismach, które wysyłał między innymi do prokuratury pisał, że sprawa została umorzona a on jest niewinny. Stawiał się na posiedzeniach sądu w Dusseldorfie. W końcu, kiedy zielonogórska prokuratora okręgowa miała silne dowody jego winy, został aresztowany i przekazany stronie polskiej.
54-latek siedzi w zielonogórskim areszcie. Tak jak zaraz po zabójstwie 27-lat temu, znowu został aresztowany. Przyznał się już do kontaktów seksualnych z ofiarą. 27 lat temu stanowczo temu zaprzeczał. Badania DNA jednoznacznie potwierdziły zgodność zabezpieczonych śladów na ciele ofiary z materiałem DNA aresztowanego. Grozi mu jednak maksymalna kara 25 lat więzienia. Ponieważ w chwili, kiedy dokonał zabójstwa nie było kary śmierci ani dożywocia, a jedynie kara 25 lat więzienia.