– Wystarczył jeden cios, żeby zabić. Zupełnie niezrozumiałe jest zadanie tak wielu ciosów nożem. Ofiara cierpiała – mówił przed sądem biegły. W ławie oskarżonych zielonogórskiego sądu siedział Jacek L., który w Płotach bestialsko zabił żonę i… spokojnie słuchał.
Opis mechanizmu zabójstwa Eli przedstawiony we wtorek 10 maja w sądzie wygląda jak scenariusz horroru. – Ofiara miała przeciętą tchawicę, krew z szyi lała się jej do płuc, charczała przy tym i wydawała okropne dźwięki – opowiadał przed sądem biegły lekarz. Dodał, że widok poranionego ciała podczas sekcji wywarł na nim ogromne wrażenie. – To był horror – mówił biegły.
Biegły na ciele Eli znalazł wiele ran świadczących o tym, że broniła się przed ciosami zadawanymi ostrzem noża trzymanym przez męża. Zasłaniała się rękoma, a Jacek uderzał i ciął. Ela miał odcięte ucho. – Dwie rany były śmiertelne – mówił biegły. Jedna została zadana w serce, druga niemal odcięła głowę. Wyglądało to tak jakby zabójca chciał odpiłować głowę kobiecie.
Biegły podkreślił, że do zabicia kobiety wystarczyła jedna rana w serce. – Zupełnie nie rozumiem podcięcia gardła kobiety, która w dodatku jeszcze żyła – mówił biegły. Zachowanie oskarżonego opisał jako szczególnie okrutne.
Oskarżony broni się tym, że to drobna, zastraszona kobieta miała rzucić się na niego, silnego mężczyznę z nożem w ręku. Miała zranić go w… małego palca. Biegły określił jednak, że rana niemal na pewno powstała w czasie gdy Jacek L. zadawał ciosy nożem swojeh żonie.
We wtorek na sprawie pojawiła się matka Jacka L. Wcześniej skorzystała z możliwości odmowy składania zeznań jako najbliższa rodzina. Tymczasem niespodziewanie zaczęła mówić. Nie potrafiła wyjaśnić sądowi dlaczego nagle chce zeznawać. Zaczęła od tego, że Ela miał powiedzieć jej o tym, że podaje mężowi tabletki. – Jakie tabletki, może na trawienie ? – pytał sąd. – Nie wiem jakie, ale to było złe – mówiła matka Jacka L. Nie wyjaśniła jednak niczego konkretnie, ale starała się obciążyć ofiarę.– Miała się rozwieść kiedy on pójdzie siedzieć, a ona wtedy zabierze dom – opowiadała matka oskarżonego.
Matka Jacka wiedziała, że miał on siedzieć za znęcanie się nad rodziną. – I nic pani z tym nie zrobiła?– pytał sąd. – Nie, bo mnie to nie interesowało – odpowiedziała i po chwili dodała, że gdyby to była jej córka, to by interweniowała. – To znaczy, że nie swoja córka może być bita – oburzył się sąd.
Matka Jacka L. wyraźnie kręciła w swoich zeznaniach. Podczas zeznań przed policjantem, odczytanych w sądzie, mówiła coś innego. Nie potrafiła wyjaśnić sądowi rozbieżności. Jej zeznania to był jeden wielki bełkot. O swoim wnuku mówiła Dawiduś, chociaż wcześniej powiedziała, że nie ma z nim kontaktu.
Prokurator poprosiła sąd o przesłanie stenogramu z zeznań matki Jacka L. Zostanie on przeanalizowany pod kątem składania fałszywych zeznań.
Jacek L. przez całą rozprawę siedział bez słowa. Wstał tylko raz, kiedy biegły oglądał bliznę na jego palcu. Nie zadawał pytań. Tylko raz skonsultował się ze swoim obrońcą. Przez cały czas zachowywał spokój, o którym świadczyła jego zimna, pozbawiona emocji twarz. Nawet przy opisie bestialskiego zabójstwa żony, nie wykazywał cienia skruchy.
Do brutalnego zabójstwa doszło 25 maja ub.r. w Płotach koło Zielonej Góry. Policję wezwał 17-letni syn ofiary, który uciekł z mieszkania widząc jak ojciec brutalnie morduje jego matkę, a swoją żonę. Prawdopodobnie ucieczka uratowała chłopcu życie. Kiedy wezwani policjanci weszli do domu, morderca siedział na łóżku, a jego żona leżała na podłodze obok niego w kałuży krwi. To był okropny widok. Morderca zadał swojej żonie około 30 ciosów nożem. Zatrzymany Jacek L. był pijany. Brutalnemu mordercy grozi dożywocie za kratami.