Zamordował żonę i poszedł do baru postawić wszystkim kolejkę (ZDJĘCIA)

Wszystko wydarzyło się w Sulechowie. Grzegorz G. w pijackim szale zadał swojej żonie siedem ciosów nożem. Potem w barze postawił wszystkim kolejkę. Wrócił do domu, napił się wódki i nie otwierał drzwi od mieszkania. Przed sądem płakał, ale przyznał się do zabójstwa. Nie chciał się bronić, bo jak powiedział… o „zmarłych się źle nie mówi”.

Grzegorz G. w poniedziałek, 29 kwietnia, do zielonogórskie sądu okręgowego dojechał z aresztu w Lubsku. Na salę sądowa wszedł w asyście policji. Wygląda na więcej niż 60 lat. To mechanik z zawodu, do czasu aresztowani pracujący jako murarz na budowach. Z żoną Danutą od lat żyli z boku. Kobieta była na emeryturze. Dorabiała jako sprzedawca w lumpeksie. Dzięki temu utrzymywała mieszkanie, do którego mąż dokładał się jedynie sporadycznie.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Sadysta miał na koncie sprawy za znęcanie się nad żoną. Po ostatniej rozprawie dostał nakaz czasowego opuszczenia mieszkania. Nie zrobił tego. Dalej dręczył żonę.

Do tragedii doszło 19 października ub.r. Grzegorz G. jak zawsze wrócił do domu pijany. Wcześniej bawił się na koncercie na stadionie miejskim. W domu była schorowana Danuta. 65-latka zmagała się z nowotworem. Przeszła ciężką operację usunięcia części płuca. Cierpiała. Mąż się nią jednak nie przejmował.

Grzegorz zaatakował żonę z nożem kuchennym w ręku. Rzucił się na drobnej postury, chorą kobietę. Zadał kobiecie siedem ciosów długim ostrzem, część w okolice serca i brzuch. Nie ratował żony. Poszedł napić się wódki. Wyszedł z mieszkania i w barze postawił kolejkę wszystkim, którzy tam byli.  Wrócił do mieszkania, znowu napił się, zamknął drzwi i siedział obok żony leżącej w kałuży krwi. – Było już po wszystkim, nie wiem czemu jej nie ratowałem – mówił Grzegorz przed sądem.

Do drzwi mieszkania dobijał się syn Danuty (Grzegorz to jego ojczym) i policjanci. W końcu strażacy wyważyli drzwi. – Wszedłem do mieszkania i kątem oka zobaczyłem tego mordercę jak wychodzi z łazienki. Powiedział wtedy „co tu się dzieje”. Na podłodze w pokoju leżała moja mama – płakał Tomasz R., syn zamordowanej kobiety. Syn kilka minut leżał obok mamy. Był w szoku.

Grzegorz G. został aresztowany. Podczas przesłuchań zapewniał, że to żona zaatakowała pierwsza. Utrzymywał, że to, co zrobił, było samoobroną. Ciężko chora kobieta, która nie  mogła podnieść lewej ręki wyżej pasa, miała się na niego rzucić z nożem. W sądzie swoje wcześniejsze zeznania jednak odwołał. Przyznał się do zabójstwa. Mówił, że stała się tragedia i tego się już nie cofnie. Płakał. Dodał, że nie opuścił mieszkania, bo nie miał dokąd pójść.

O sytuację w domu dopytywał mecenas Piotr Majchrzak, oskarżyciel posiłkowy. Anna Cz., córka oskarżonego opowiadała o pijackiej gehennie, jaką przeżyła w rodzinnym domu. Kobiecie ciężko było mówić. – Nieraz oberwałam za mamę broniąc jej przed tatą – mówiła przed sądem. Ojciec na nią nie patrzył. O pijaństwie i dręczeniu trwającym latami mówił też Tomasz. Gdy był dzieckiem ojczym krzyczał na niego, nawet kiedy napuścił do wanny za dużo wody. – To nie jest mój ojciec, to mąż mojej mamy – mówił Tomasz przed sądem.

Na słowa dzieci Grzegorz zareagował skromnie. Powiedział, że „dużo jest dopowiedziane”. Dodał jednaka, że nie będzie niczego wyjaśniał „bo, jak to mówią, o zmarłych się źle nie mówi”.

Prokurator oskarżył Grzegorza o zabójstwo w zamiarze bezpośrednim. Córka powiedziała, że chce dla ojca kary współmiernej dla losu, jaki spotkał jej mamę. Syn zamordowanej mówił, że Grzegorz musi ponieść najwyższą z możliwych kar. Mężczyźnie grozi kara dożywotniego więzienia.