We wtorek, 21 listopada, przed zielonogórskim sądem okręgowym ruszył proces 29-letniego Ariela W. To zawodowy wojskowy, oficer w stopniu podporucznika służący w jednostce w Tomaszowie Mazowieckim, czyli elitarnej brygadzie kawalerii powietrznej. Ariel W. jest oskarżony o spowodowanie śmierci Tomasza Kikoły, 35-letniego zielonogórzanina. Nie przyznaje się do tego, że chciał zabić. Zapewnia, że nie zna żadnych chwytów samoobrony, a w wojsku nie był tego uczony. Nie było mu to też potrzebne w związku z udziałem w misji w Afganistanie.
Tomka znaleziono leżącego na placu koło dyskoteki w centrum Zielonej Góry w Andrzejki 2015 r. Nieprzytomny karetką pogotowia ratunkowego trafił do szpitala. Zmarł nie odzyskując przytomności.
Okoliczności śmierci 35-latka były tajemnicze. Sekcja zwłok wykazała, że Tomek był duszony, czego efektem był śmiertelny obrzęk mózgu. Upór śledczych z zielonogórskiej prokuratury i policji doprowadził ich do oficera Wojska Polskiego Ariela W. Pracujący nad sprawą ustalali, co wydarzyło się w Andrzejki 2015 r.
Kilka godzin przed tragedią Tomek bawił się w dyskotece w centrum Zielonej Góry z koleżankami 29-letnią Anią i 42-letnią Wiolettą ze Zgorzelca. Z Anią znał się znacznie lepiej. Wygląda na to, że mieli się ku sobie. Na dyskotece był też Ariel W. z kolegą. Byli na dwumiesięcznym kursie oficerskim we Wrocławiu. Do Zielonej Góry przyjechali się zabawić.
Ania i Wioletta w pewnym momencie zaczęły bawić się z żołnierzami. Rodzina Tomka zapewnia, że Ania była jego partnerką. 29-latka przed sądem temu jednak zaprzeczyła. Wygląda na to, że Tomek był zazdrosny o Anię. Jak zeznawała Ania, Tomek miał zrobić się agresywny. Uderzył nawet jakiegoś chłopaka, za co Ania musiał przepraszać poszkodowanego.
Tragiczne chwile rozegrały się po godz. 5.00 nad ranem koło taksówki nieopodal dyskoteki. Tam Tomek miał uderzyć kilka razy w twarz Ariela siedzącego z kobietami w taksówce. Po ciosach uciekł. Żołnierz pobiegł za Tomkiem. Dogonił go, prawdopodobnie podciął mu nogi i wskoczył na plecy. – Szamotaliśmy się – zeznawał Ariel W. Wojskowy założył Tomkowi chwyt duszący i poddusił tak, że 35-latek stracił przytomność. Wstając ze złości kopnął jeszcze leżącego Tomka w głowę. Przeszukał mu kieszenie i zabrał kartę autobusową z danymi. – Nie wiem co się działo, byłem w szoku, bałem się, pobiegłem na koniec Zielonej Góry – mówił przed sądem oskarżony. W wynajmowanym mieszkaniu umył się i wyprał ubrania. Ariel W. mówił, że zapomniał o zdarzeniu, a o śmierci Tomka dowiedział się dopiero od policji.
– Przyznaję się do udziału w zdarzeniu – mówił przed sądem Ariel W. Podporucznik zapewnia, że nie chciał zabić Tomka i nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji bójki. Sąd dopytywał żołnierza o szkolenia z technik samoobrony i sztuk walki. Chodzi o to, czy chwyt, który założył Tomkowi dusząc go, był wyuczony. Uczestnik misji w Afganistanie zapewnił, że nie ma żadnych umiejętności dotyczących samoobrony. Na pytanie sądu powiedział, że do wyjazdu na misję nie są takie umiejętności od żołnierza wymagane. To nie koniec. Ariel W. zapewnia, że podczas patrolowania niebezpiecznej prowincji Ghazni, nosił broń, ale nie była od razu gotowa do strzału. W razie potyczki zająłby się kierowaniem ludźmi.
Sąd pytał o zajęcia z samoobrony podczas studiów w Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Ariel W. zapewnia, że takich szkoleń tam nie było, a z jego wypowiedzi jasno wynika, że techniki samoobrony w tej uczelni to fikcja. Dodał, że nawet przed egzaminem oficerskim po szatni krążą karteczki z pytaniami, dzięki którym kadeci uczą się chwytów na poczekaniu.
Zapytaliśmy byłego komandosa o sprawę zabrania dokumentu z danymi Tomka przez Ariela W. Dlaczego tak zrobił? – Tak się robi po to, żeby wiedzieć z kim mamy do czynienia i móc kontrolować sytuację. To wyuczony element, ale tylko dla zawodowców – mówi nam anonimowo były komandos.
Elżbieta i Leszek Kikoła, rodzice Tomka, nie mogą zrozumieć, dlaczego żołnierz postąpił tak brutalnie z ich synem. – Wiedział, że jest silny, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że umie zabić – mówi L. Kikoła. Do sądu przynieśli zdjęcie Tomka z jego 11-letnim synkiem. – To cały czas żyje, tego smutku się nie da opisać. To okropne, że nie mamy już syna – mówią rodzice Tomka.
Ariel W. w sądzie chwilami śmiał się. – Nie rozumiem takiego zachowania, jak mógł się śmiać. Przecież chodzi o śmierć mojego syna, o śmierć człowieka – mówi ojciec Tomka. Żołnierz nie siedzi za kratami. Odpowiada z wolnej stopy.