Jan, syn znanego działacza partyjnego zamordował własną matkę. Chłopak chcąc ukryć ślady zbrodni upozorował gwałt na kobiecie. Prokurator wnioskował dla niego o karę śmierci. To wszystko wydarzyło się w marcu 1977 r. w Nowej Soli.
Na zapleczu podwórza magistratu zostało odnalezione ciało kobiety. Jan Wojtasik, który wtedy był prokuratorem w Nowej Soli (później był szefem zielonogórskiej Prokuratury Okręgowej) natychmiast zwrócił uwagę na ułożenie ciała kobiety. Było wtedy pewne, że to ofiara gwałciciela-mordercy. Kobieta leżała na wznak. Ciało było częściowo rozebrane. Stąd pierwsze przekonanie o gwałcie. Na twarzy kobiety znaleziono drobne ślady zakrzepłej krwi. Miała również zasinienia.
Co jeszcze sugerowało gwałt? Przy denatce znaleziono portmonetkę. W środku był banknot 50 zł. To jeszcze bardziej upewniło, że morderca był gwałcicielem. Zależało mu tylko na gwałcie, bo nie przeszukał ciała ofiary. Mimo dokładnego zebrania śladów na cele kobiety nie udało się jednak ustalić przyczyny jej zgonu. Na ciele denatki nie było śladów sugerujących jak została zabita. Zasinienia na twarzy były za małe, aby mogły potwierdzić uderzenie w głowę jako przyczynę zgonu.
Smutne życie
Na początku śledztwa konieczne było ustalenie kim jest denatka. Udało się to bardzo szybko. Kobieta znaleziona martwa na zapleczu urzędu miasta to Janina G. Ustalono, że Janina mieszkała blisko miejsca znalezienia ciała, w mieszkaniu oddalonym około 100 m. Milicja i prokuratura zaczęły sprawdzać historię jej życia. Nie było w niej nic dziwnego. Śledczych zaniepokoił jednak syn, a bardziej jego zachowanie w stosunku do otoczenia i matki. Jan był złym dzieckiem.
Mężczyzna był doskonale znany milicji. Kradł nagminnie. Był synem znanego dygnitarza partyjnego w mieście. Ojciec się jednak od niego odciął. Nie chciał mieć nic wspólnego z krnąbrnym dzieckiem. To z pewnością miałoby wpływ na jego karierę i piastowane stanowiska. Mimo wszystko nie udało mu się odżegnać od poczynań syna. Został zdjęty ze stanowiska dla wyciszenia sytuacji w regionalnych strukturach partii. Jan tym czasem cały czas szalał nie przejmując się konsekwencjami.
Śledczy ustalili, że chłopak kilka miesięcy przed śmiercią matki pobił dotkliwe babcię. Został za to zatrzymany i przesłuchany. W efekcie trafił do poprawczaka, ale nie na długo. Ustalono wtedy również, że chłopak znęcał się matką. Kobieta była przez niego zaszczuta. Po rozpytaniu w okolicy powstał obraz sadystycznego dziecka, zdemoralizowanego do granic możliwości.
Podejrzenia na syna
Zachowanie chłopaka zwróciło uwagę prokuratora Wojtasika. Śledczy będąc na bieżąco z aktami sprawy zaczął zastanawiać się nad śladami na twarzy denatki. Wrócił do akt po tym, jak syn pobił matkę, kilka miesięcy przed jej śmiercią. Ślady były identyczne z tymi, które stwierdzono kilka miesięcy wcześniej. To zastanawiało prokuratora. Wtedy już zaczął podejrzewać o dokonanie zbrodni chłopaka. Wyglądało na to, że 20-latek mógł zabić matkę, którą przecież dotkliwe bił i nad którą się znęcał.
Do mieszkania zmarłej kobiety, w którym mieszkali Jan i babcia pojechali milicjanci. Prokurator uczulił ich na to, żeby zwracali uwagę na wszelkie podejrzane ślady.
Kiedy zapukali do drzwi mieszkania otworzyła babcia. Jan wstał z łóżka kilka minut później. To, że był w domu potwierdziła jego babcia. Nie był zdziwiony widokiem mundurowych. Miał przecież z nimi częste kontakty. Zdziwiony był za to pytaniem o to, czy wie gdzie jest matka. Odpowiadał tak, jakby nie miał pojęcia o jej śmierci. Mówił, że nawet nie wie gdzie jest Janina.
Podczas przeszukania mieszkania milicjanci natrafili na ślady krwi. Było ich jednak zbyt mało do tego, aby stwierdzić jej grupę. Śledczy nadal nie mieli żadnych dowodów. I wtedy nastąpiło nagłe przyspieszenie śledztwa.
Przesłuchanie Jana
Przełomem okazało się przesłuchanie 20-latka. Prokurator zadawał serię pytań. Chciał jak najwięcej ustalić. Wtedy okazało się, że Jan w dniu śmierci matki był z nią. Na pytanie o ostatnie dwie godziny przed śmiercią kobiety chłopak zasłaniał się brakiem pamięci. Nie potrafił wyjaśnić gdzie był i co robił. To upewniło prokuratora, że może przed nim siedzieć matkobójca. Kręcił w zeznaniach, motał się. To było podejrzane do tego stopnia, że usłyszał zarzut zabójstwa swojej matki. Znowu zaczęła się seria pytań. Poważnych, podchwytliwych, które miały zbić z tropu kłamiącego zabójcę. Chłopak w końcu pękł. Podczas przesłuchania w prokuraturze już ze szczegółami opowiedział co się stało w mieszkaniu w feralny dla Janiny dzień.
Opowiadał, że najpierw z matką wypił kilka kilka piw. Potem doszło do kłótni między nimi. Powodem miała być obraźliwa wypowiedź dotycząca żony Jana. Wtedy chłopak miął wstać i uderzyć w twarz Janinę. Cios, jak zeznawał, był na tyle silny, że kobieta upadła na ziemię. Przestała się ruszać i dawać oznaki życia. Jan przyłożył matce do ust lusterko. Chciał zobaczyć czy oddycha. Kiedy upewnił się, że kobieta nie żyje, wywlókł ją z mieszkania. Zaciągnął ciało na podwórze magistratu i tam upozorował gwałt. Po wszystkim wrócił do mieszkania. Wtedy drzwi otworzyła mu babcia. Na pytanie o Janinę, powiedział jej że nie wie gdzie jest i poszedł spać. Obudzili go dopiero milicjanci pukający do drzwi. Chłopak dodał jeszcze, że jego matka była alkoholiczką. Zapewniał, że miał doskonały kontakt z ojcem, który zmarł rok wcześniej.
Po złożeniu zeznań chciał zadzwonić do żony. Poprosił o taką możliwość. Prokurator zgodził się. Jan zadzwonił do żony i w słuchawkę powiedział jej „wiesz, zaciukałem swoją starą i za to zostałem teraz aresztowany”. Prokurator Wojtasik stojąc z boku i słysząc wypowiedź zastanawiał się z kim ma do czynienia. Czy Jan jest chory psychicznie, czy też zepsutym, zdegenerowanym człowiekiem i wyrafinowanym zabójcą matki.
Nie był do końca szczery
Mimo obszernych i szczegółowych zeznań prokuratur Wojtasik miał przeczucie, że Jan nie był z nim do końca szczery. Ukrywał najbardziej drastyczne szczegóły śmierci matki. Prokurator chciał ustalić jak zginęła kobieta. Co było przyczyną jej śmierci. Na jej ciele znaleziono liczne siniaki i zadrapania. Ślady pobicia były również na głowie. Kobieta miała do tego pękniętą śledzionę., co wykazała sekcja zwłok. To sugerowało, że Janina była przed śmiercią katowana. Wtedy prokurator Wojtasik podczas sekcji zwrócił uwagę na gardło zmarłej. Niestety, nie było na nim śladów duszenia.
Prokurator jednak nie odpuścił. Znany ze swojego zamiłowanie do kryminologii nadal interesował się gardłem denatki. Lekarzowi prowadzącemu sekcję zlecił głębsze rozcięcie gardła. I to był strzał w dziesiątkę. Było już pewne, że kobieta została uduszona. Dało się to stwierdzić dopiero po oglądnięciu mięśni gardła. Nie zawsze duszenie jest widoczne na skórze. Było pewne, że Janina została skatowana i bestialsko uduszona przez syna. Oskarżony nigdy, nawet podczas procesu nie opowiedział o zbrodni ze szczegółami. Zawsze krył się brakiem pamięci.
Usłyszał wyrok
Prokurator Wojtasik, ze względu na drastyczność zbrodni i zachowanie Jana wystąpił o karę śmierci dla matkobójcy. Powiedział, że zrobił tak, bo Jan był wyjątkowo złą osobą. Sąd był innego zdania. Skazał mordercę na 25 lat więzienia. Uznał go winnym, jednocześnie nie widząc żadnych okoliczności łagodzących dla niego.
Coś jednak zaskoczyło prokuratora Wojtasika. Podczas rozprawy babcia cały czas broniła Jana. Zapewniała, że jej wnuk nie jest winny śmieci matki. Jako winną wskazywała własną córkę.
Jan trafił za kratki. Podczas jego pobytu w więzieniu o rozwód z nim wystąpiła żona. Jan wyszedł z więzienia po odbyciu kary. Jego losy są nieznane. W 1977 r. miał 20 lat. Po odbyciu kary miał 45 lat. Dziś ma 55 lat.
Piotr Jędzura
O sprawie przeczytasz też w Tygodniku Krąg oraz na www.tygodnikkrag.pl