Do dyżurnego gorzowskiej komendy dotarła informacja o gwałcie kobiety. Na miejscu szybko pojawiły się policyjne patrole. Policjanci siłowo weszli do mieszkania, które wskazał zgłaszający i jednocześnie właściciel. W środku nie było jednak nikogo i do żadnego przestępstwa nie doszło, a zgłaszający prawdopodobnie miał problem z zamkiem albo zgubił klucze.
Do zdarzenia doszło we wtorek, 27 października. Dyżurny gorzowskiej policji dostał informacje o tym, że w jednym z mieszkań przy ul. Piłsudskiego ma być gwałcona kobieta. Zgłaszający twierdził, że kobieta jest w środku i otworzy drzwi tylko w obecności policjantów.
Po chwili na miejscu były policyjne patrole. Do mieszkania zgłaszającego gwałt 34-latka miał przyjść mężczyzna wraz z kobietą. On sam na chwilę musiał wyjść z mieszkania. Kiedy wrócił słyszał wołanie kobiety o pomoc.
Kiedy na klatce schodowej byli policjanci w mieszkaniu panowała absolutna cisza. – Policjanci wypytali sąsiadów, którzy nie potwierdzali żadnych hałasów w mieszkaniu – mówi podkom. Grzegorz Jaroszewicz, rzecznik policji w Gorzowie.
Zgłaszający na miejscu cały czas przekonywał, że w jego mieszkaniu miało dojść do gwałtu i jest zgwałcona potrzebująca pomocy kobieta. Policjanci podjęli decyzję, żeby na wezwać strażaków i z ich pomocą wejść do środka. Po wyważeniu drzwi policja weszła do środka. Panował tam porządek, nie było żadnych śladów walki i nic nie wskazywało żeby doszło do przestępstwa. W mieszkaniu nikogo nie było.
Zaskoczeni policjanci zaczęli po raz kolejny rozmawiać z 34-letnim zgłaszającym. Nie potrafił logicznie wytłumaczyć dlaczego wezwał służby. Cała historia okazała się zmyślona. Policjanci domyślili się, że właściciel mógł zgubić klucze lub miał problem z zamkiem. 34-latek przyznał w rozmowie z funkcjonariuszami, że w przeszłości musiał już swój zamek rozwiercać.
Wystarczyło wezwać odpowiedniego specjalistę. On otworzyłby drzwi. Mężczyzna za bezpodstawne wezwanie służb został ukarany mandatem 500 zł.