Był 10 lutego 1987 r. Regina G. wracała z pracy, jechała rowerem do domu. Nie dojechała. Po drodze zaatakował ją Zbigniew K. Zgwałcił, zadał dwa ciosy kołkiem w głowę i wrzucił do Odry. Kobieta żyła. Konała w męczarniach.
Zbrodnię, której dopuścił się Zbigniew K. doskonale pamięta prokurator w stanie spoczynku Jan Wojtasik. Zanim objął szefowanie zielonogórską Prokuraturą Okręgową, był prokuratorem rejonowym w Nowej Soli.
Był zimny i szary dzień 10 lutego 1987 r. Regina G. pracowała w jednym z zakładów w Nowej Soli. Po skończonej zmianie 62-latka wracała rowerem do domu drogą koło cmentarza, potem dalej koło ogródków działkowych. Nie dojechała do domu. Zaniepokojona rodzina zaalarmowała o zaginięciu milicję. Ruszyły poszukiwania. Bezskuteczne.
Poszukiwania kobiety trwały kilka dni. Nie było po niej śladu. Zaleziono tylko rower na ogródkach działkowych. Milicja sprawdzała wszelkie możliwe ślady dotyczące zaginięcia 62-latki. Śledczy ustalili, że związek z jej zniknięciem może mieć Zbigniew K. Nowosolanin, murarz z zawodu, bez pracy, w dodatku niezrównoważony psychicznie. Szybko domyślono się, że 39-letni mężczyzna mógł zamordować kobietę. – 20 lutego, dziesięć dni po zaginięciu Reginy G. został zatrzymany i aresztowany. Wtedy prasa podawała jego imię i nazwisko – wspomina prokurator Wojtasik.
Kilka miesięcy trwały prace śledczych z Nowej Soli. W tym czasie kilka razy przesłuchano Zbigniewa K., mężczyzna nie przyznawał się do zabójstwa Reginy G. Sprawa była tym bardziej trudna, bo ciała kobiet nie znaleziono. Jan Wojtasik od 1 lipca 1987 r. był już prokuratorem rejonowym w Nowej Soli. – Sprawą zabójstwa Reginy G. zainteresowałem się szczególnie zawodowo ze względu aspektu kryminalnego zdarzenia – mówi J. Wojtasik.
W marcu 1988 r. do Sądu Wojewódzkiego w Zielonej Górze trafił akt oskarżenia przeciwko Zbigniewowi K. Sprawa była skomplikowana. – Nie dysponowaliśmy dowodem śmierci, czyli ciałem zamordowanej kobiety. Mieliśmy tylko poszlaki. Tymczasem powszechny był pogląd, że nie ma możliwości skazania, a wcześniej oskarżenia za zbrodnię zabójstwa, jeżeli oskarżenie nie przedłoży sądowi dowodu, że ofiara nie żyje – mówi prokurator Wojtasik. Dodaje, że reguła znalezienia ciała, choć niepisana, cały czas obowiązuje. Proces trwał, a Zbigniew K. pozostawał w areszcie.
Sprawę jeszcze bardziej utrudniła natura. – Bezpośrednio po zdarzeniu przez okolicę przelały się rozlane wskutek powodzi fale Odry, mnóstwo kry dostało się na ogródki działkowe, która dokonała ogromnych zmian na ich terenie, co znacznie pogarszało szanse prowadzących śledztwo – wspomina J. Wojtasik. Dlatego konieczne stało się ponawianie przeszukania dużych obszarów ogródków działkowych, angażowanie specjalistów z wielu dziedzin. I niestety nadal bezskuteczne. – Cały czas nie mieliśmy niczego, tylko poszlaki. Toczyliśmy nawet intensywne dyskusje czy łańcuch poszlak faktycznie jest zamknięty – wspomina były szef Zielonogórskiej Prokuratury Okręgowej.
Oskarżony Zbigniew K. podczas całego procesu nie przyznawał się do zabójstwa Reginy G. Tak samo podczas przesłuchań. Nie mówił, że zabił kobietę. Był tylko jeden moment ważny z punktu widzenia rozwoju sprawy. – Podczas jednego z przesłuchań, tylko raz Zbigniew K. mając moment słabości wypłakał swoje sprawstwo – wspomina prokurator Wojtasik. To wtedy mężczyzna powiedział, że zaatakował i zgwałcił kobietę. W krytycznym momencie uderzył ją dwa raz kołkiem w głowę. Na tyle mocno, że Regina straciła przytomność. – Wedle jego relacji jeszcze żyła. Zaniósł kobietę nad rzekę i wrzucił do wody razem z jej torbą – opowiada J. Wojtasik. Woda w Odrze sięgała wtedy korony wałów. Te zeznania jednak w sądzie odwołał ,do końca twierdząc, że jest niewinny.
Proces trwał. I wtedy wydarzyła się rzecz zupełnie niecodzienna. Natura pomogła. 8 sierpnia 1988 r. w korycie rzeki woda opadła. – Wtedy właśnie odkryto zwłoki kobiety zaplątane w szuwarach. Były w stanie znacznego rozkładu, ale resztki odzieży wskazywały, że to właśnie zaginiona Regina G. – opowiada J. Wojtasik. Rodzina po ubraniu rozpoznała zaginioną kobietę.
Prokurator Wojtasik wniósł przed sądem prośbę o odroczenie sprawy do czasu sprawdzenia tożsamości ofiary. Sąd zgodził się. Wszystkie możliwe siły prokuratorów zabrały się za pracę nad sprawą. Wtedy nastąpił kolejny i najważniejszy przełom. Podczas badania zwłok na głowie kobiety znaleziono dwa ślady po urazie zadanym twardym narzędziem. Przypomnijmy, że oskarżony podczas jednego z przesłuchań powiedział, że zadał kobiecie dwa ciosy w głowę drewnianym kołkiem.
J. Wojtasik współpracował już wtedy z prof. Bronisławem Młodzieniowskim, znanym w Polsce antropologiem, specjalistą z zakresu medycyny sądowej. – Uzgodniliśmy, że spróbujemy przeprowadzić ekspertyzę na obecność okrzemków w szpiku kostnym ofiary – mówi prokurator Wojtasik. Okrzemki, czyli ślady tego co żyje w wodzie, przedostają się do ciała kiedy ofiara jeszcze żyje i oddycha wciągając wodę. Z płuc okrzemki dostają się z krwią do nerek , wątroby czy mózgu – wyjaśnia J. Wojtasik. Ponieważ ciało było w znacznym stanie rozkładu do badania został tylko szpik kostny. Dokładna analiza potwierdziła obecność okrzemków właśnie w szpiku kostnym. To świadczyło, że Regina G. żyła wrzucona do wody. Przypomnijmy, że Zbigniew K. podczas jednego z zeznań powiedział, że żyjącą kobietę wrzucił do rzeki. Kobieta zmarła wskutek utonięcia.
Tak przygotowane dowody pozwoliły na dokończenie procesu. Prokurator mógł również jedyny moment przyznania się Zbigniewa K. przedstawić w sądzie i poprzeć dowodami. Ostatecznie mężczyzna został uznany winnym. Uniknął jednak kary śmierci. Na 25 lat trafił do więzienia.
Przed kilkoma dniami Zbigniew K. wyszedł na wolność i wrócił do Nowej Soli. Według opinii specjalistów nadal jest niebezpieczny.
Piotr Jędzura
fot. sxc.hu/Mart1n