– Gdy wychodziłam z pracy usłyszałam wielki huk, aż zatrzęsły się okoliczne kamienice, a wokół unosiły się tumany kurzu. Potem z krzykiem z pustostanów wybiegły dzieciaki z przekleństwami na ustach – relacjonuje zielonogórzanka. Niedokończony budynek straszy.
Gdy przez laty na Starym Rynku budowano Złoty Dom i odnawiano pomarańczowy budynek po starej drukarni na pl. Pocztowym, zielonogórzanie liczyli, że oba miejsca zatętnią życiem. Nadzieje okazały się złudne, a co gorsze, nie dość, że obiekty straszą przechodniów to stały się wylęgarnią podejrzanego towarzystwa…
Alkohol, smród, zaczepki
– Gdy wychodziłam z pracy usłyszałam wielki huk, zatrzęsły się okoliczne kamienice, a wokół unosiły się tumany kurzu. Potem z krzykiem z pustostanów wybiegły dzieciaki z przekleństwami na ustach – tak sytuację z czwartku, 27 czerwca, opisuje Paulina Wojtalewicz, która pracuje na pl. Pocztowym. Jej zdaniem uliczka na tyłach Złotego Domu stała się niebezpieczna dla mieszkańców.
– Wielokrotnie byłam świadkiem, jak w tym miejscu działy się niepokojące rzeczy. Bezdomni, ale też nieletni piją tam regularnie alkohol, rzucają butelkami, wypróżniają się i dewastują całe otoczenie. To są często liczne grupy, który zaczepiają przechodniów. Jako młode kobiety, ja i moje koleżanki, byłyśmy przez nich wyzwane. Ze strachu przestałyśmy tamtędy chodzić – opowiada P. Wojtalewicz.
Idziemy na miejsce. Jest brudno, na ziemi walają się śmieci, a ściany są wymazane gryzmołami. Kiedy napotykamy dziurę prowadzącą do pustostanu, nasze nozdrza niemal od razu atakuje wszechobecny fetor. To właśnie stara drukarnia, której front wychodzi na pl. Pocztowy. Wnętrze umazane jest ptasimi odchodami, znajdujemy też pobite butelki…
– Młodzież i bezdomni buszują tutaj niemal codziennie. Zrobili sobie z tego miejsca park rozrywki, choć nie wiem, jak z powodu zapachu wytrzymują w środku – tłumaczy nam mecenas Przemysław Piątek, którego kancelaria znajduje się tuż obok. – Podobnie jest ze Złotym Domem. Syndyk zabezpieczył wejście do środka łańcuchem, ale za każdym razem jest on przecinany. Właściciele próbowali również zastawić drzwi cegłami, ale ktoś wygiął całość tak, że można dostać się do środka.
Problem narasta od miesięcy. – Młodzież i bezdomni czują się tutaj bezkarnie, są agresywni i napastliwi. Mieszkańcy zaś żyją w strachu, co się wydarzy. Ostatnio słychać było ze środka wielki huk. Tam kiedyś dojdzie do tragedii, pożaru albo katastrofy budowlanej – mówi P. Piątek.
Podobne relacje słyszymy od innych osób mieszkających w sąsiedztwie, m.in. od pani Ireny, która prowadzi w uliczce zakład fryzjerski. – Jest bardzo nieprzyjemnie, ale nauczyłam się jakoś z tym żyć – przyznaje ze smutkiem.
Patrol jest codziennie
Warto przy tym zaznaczyć, że zielonogórscy policjanci kilkukrotnie w ciągu minionego roku interweniowali w obu pustostanach.
– Dzielnicowy, w którego rejonie znajduje się śródmieście, monitoruje ten problem od dłuższego czasu, sprawdza oba budynki podczas każdego swojego obchodu – zaznacza podinsp. Małgorzata Barska, rzecznik miejskiej komendy. – W ciągu ostatnich miesięcy dzielnicowy wysłał również pisma z opisem sytuacji oraz prośbą o pilną interwencję do urzędu miasta, straży pożarnej, sanepidu a nawet do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego.
Jedocześnie policja przyznaje, że nawiązanie kontaktu z osobami odpowiedzialnymi za obie nieruchomości nie było możliwe. – Nie posiadamy aktualnych informacji, kto jest właścicielem czy zarządcą budynków. Dlatego dzielnicowy zwracał się w piśmie do magistratu z prośbą o zobowiązanie właścicieli do właściwego zabezpieczenia terenu – mówi rzecznik M. Barska.
Prezydent reaguje na sygnały
Prezydent Marcin Pabierowski zaznacza, że problem jest dla niego nowością, ale miasto nie zostawi tak tematu. – Wygląda na to, że poprzednie władze niewiele zrobiły w tej sprawie, ignorowały głosy i skargi mieszkańców. Wielokrotnie mówiłem, że bezpieczeństwo zielonogórzan jest dla mnie najważniejsze. Tego słowa zamierzam dotrzymać – podkreśla M. Pabierowski. – Spotkaliśmy się już z przedstawicielami syndyka, do którego należy Złoty Dom. Rozmawialiśmy m.in. o tym, w jaki sposób przyciągnąć potencjalnego inwestora, który przejmie nieruchomość i da jej nowe życie. Miasto chciałoby ułatwić nowemu właścicielowi kwestie logistyczne związane m.in. z miejscem dla samochodów dostawczych. Rozmowy odbyły się w dobrej atmosferze. Mam już sygnały, że syndyk lepiej zabezpieczył wejście do budynku.
Z kolei w kwestii starej drukarni prezydent zobowiązał Zakład Gospodarki Komunalnej do montażu kraty, która zasłoni ziejącą w pustostanie dziurę. – To prywatny obiekt, ale będziemy szukać kolejnych rozwiązań prawnych, które umożliwią nam interwencję – zaznacza.- Zwróciłem się także do policji i straży miejskiej, aby patrole częściej kontrolowały całą uliczkę. Przywrócimy w tym miejscu porządek. Jako gospodarz miasta nie pozwolę, aby mieszkańcy śródmieścia czuli się zagrożeni – podkreśla M. Pabierowski.