Dramatyczne sceny rozegrały się w środę, 13 kwietnia, koło byłej galerii Pod Topolami. Ludzie zauważyli leżącą Beatę P. „Pamelę”. – Długo reanimował ją doktor Robert Górski i ratownicy medyczni, została zabrana do karetki i odjechała – mówią nam świadkowie akcji ratunkowej.
„Pamela” leżała bez ruchu koło byłej galerii Pod Topolami. – Ona nie oddychała, na nic nie reagowała – mówi nam świadek wydarzeń. Na miejsce został wezwany ambulans pogotowia ratunkowego. Jego ekipa dojechała bardzo szybo. Od razu ruszyła walka o życie „Pameli”.
– Wokół zebrał się tłum ludzi – mówią nam świadkowie. Medycy reanimowali „Pamelę”. – Bardzo długo lekarz walczył z ratownikami medycznymi o życie tej kobiety, to trwało około 20 minut – opowiada nam świadek, który widział, że u Beaty P. doszło do zatrzymania krążenia.
Załoga karetki nie poddawała się. – Szkoda tylko, że kiedy ratowano „Pamelę” w tłumie stały matki z dziećmi. Medycy musieli rozciąć jej ubrania. Kobieta była roznegliżowana. Dzieci nie powinny tego oglądać – mówi osoba, która była na miejscu akcji.
Ludzie chwalą medyków z karetki i młodego mężczyznę, który pomagał w reanimacji Beaty P. – Brawo, że nie odpuścili, brawo medycy, widać, że dla nich liczy się przede wszystkim ratowanie życia i każdy zasługuje na drugą szansę bez względu na to kim jest – piszą do nas świadkowie dramatycznych wydarzeń.
Udało się przywrócić funkcje życiowe Beacie P. Na noszach została zabrana do ambulansu i przewieziona do szpitala. Jednak jest w ciężkim stanie.
Pamela jest doskonale znana zielonogórzanom oraz policji z setek interwencji, które jej dotyczą każdego roku. Zaczepiała nowożeńców pod ratuszem wymuszając alkohol lub pieniądze. Żebrała pod sklepami. Pijana wchodziła do knajp w mieście i zaczepiała klientów. Zdarzało się jej nawet zabrać jedzenie z talerza w ogródku gastronomicznym w centrum miasta.
Wiele razy „Pamela” była zatrzymywana podczas kradzieży w sklepach, dlatego doskonale zna ją ochrona. Beata P. kilka razy była również w więzieniu. Po wyjściu za każdym razem dalej piła alkohol. Ostatnio z innymi bywalcami zielonogórskiego deptaka wypijała płyn z pojemników do dezynfekcji.
Beata P. chodziła do byłej już szkoły podstawowej nr 12. Była dobra z matematyki, uczyła się dobrze. – Była normalną dziewczyną, jak każda osoba – mówi koleżanka Beaty. Wtedy nic nie wskazywało, że jej życie potoczy się tak dramatycznie. Wychowywała się w patologicznej rodzinie. To miało ogromny wpływ na jej dorosłe życie. Szybo zaczęła pić i piła bardzo dużo. Praktycznie nie trzeźwiała. Straciła dwoje lub troje dzieci, które odebrał jej sąd.
Pijana latami uprzykrzała życie mieszkańcom bloku przy ul. Szarych Szeregów. Systematycznie budziła lokatorów po nocach, bo do mieszkania nie wpuszczała jej rodzina. Przestała przychodzić dopiero kiedy zmarli jej rodzice. Dziś Beata P. ma około 50 lat i walczy o życie w szpitalu.