Do zdarzenia doszło we wtorek, 4 czerwca, w bloku przy ul. Węgierskiej. Dwie załogi pogotowia ratunkowego zostały wezwane do trzech chłopców w wieku około 15 lat odurzonych dopalaczami. Jeden z chłopców był agresywny. Dzieci są w szpitalu.
Pogotowie ratunkowe wezwał kolega odurzonych chłopców. – Zadzwonił na numer alarmowy mówiąc co się dzieje – relacjonuje Robert Górski, lekarz pogotowia i radny miasta Zielona Góra. Zadzwonił na pogotowie, bo wypalił najmniej dopalacza, którym był susz nasączony nieznaną substancją.
Kiedy ekipy karetka pogotowia dotarły do boku przy ul. Węgierskiej jeden z chłopców był na piątym piętrze wieżowca. Dwaj pozostali znajdowali się w mieszkaniu na trzecim piętrze. – Jedno z odurzonych dopalaczami dzieci było agresywne. Chłopiec zaatakował ratownika medycznego – relacjonuje R. Górski. Po chwili chłopiec zaczął wymiotować i zasypiać. Miał niskie ciśnienie. Trzeba było podłączyć go do aparatury medycznej. Drugi chłopiec miał zaburzenia świadomości. Trzeci był w najlepszym stanie.
Wszyscy chłopcy zachowywali się irracjonalnie. Objawy nie były podobne do żadnego ze znanych lekarzom narkotyków. Chłopcy początkowo twierdzili, że susz, który wypalili, znaleźli na ulicy, a następnie, że dała im go koleżanka. Dopalacze to śmiertelnie niebezpieczne substancje, na które medycyna nie ma odtrutki. – Nie znany ich składu chemicznego, nie wiemy jakie objawy i powikłania mogą wywołać.
Wszyscy trafili do szpitala. Cały czas są na oddziale. Jeden jest monitorowany przez aparaturę medyczną.