Zmarł więzień Krzywańca. Dostał krwotoku w celi. Prokuratura prowadzi śledztwo

Marek Borowski zmarł w szpitalu w Żarach, do którego trafił z celi więzienia w Krzywańcu. Sikał i pluł krwią już od kilku miesięcy. Nocami mieli go pilnować koledzy z celi. Tak twierdzi matka. – Syn do mnie wiele razy dzwonił i prosił o pomoc. Mówił, że w więzieniu nie chcieli go nawet zbadać – opowiada Ewa Glac, matka zmarłego 44-latka. Sprawę śmierci wyjaśnia prokuratura. Prawdę chce poznać mama zmarłego mężczyzny.

Ewa Glac mieszka w Zielonej Górze w skromnym maleńkim mieszkaniu w bloku. Drzwi otwiera drobna, chuda kobieta, ubrana na czarno. Mówi przez łzy, trzęsą się jej ręce. Jest emerytką, wcześniej przez wiele lat pracowała w cukierni. – Przed świętami Wielkanocnymi pochowałam mojego Marusia – mówi Ewa Glac, płacze. Na stole w pokoju leżą porozkładane zdjęcia Marka. Są takie jak był młody, potem w wojsku. Są fotografie z kolegami i koleżankami. Są też zdjęcia z czasów gdy był w pracy w Niemczech. – A tam, na tych górkach, to jak był mały Marek jeździł na sankach. Pamiętam jak dziś  – mówi pani Ewa pokazując niewielkie trzy wzniesienia widoczne za oknem.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Marek Borowski aniołem nie był. Matka go nie broni. Do więzienia trafił na rok za kradzież złomu. Był już schorowany, z niedowładem prawej stopy. Do celi pojechał z balkonikiem. – Pierwszy raz dzwonił do mnie kilka miesięcy temu. Mówił, że źle się czuje, ale w więzieniu nikt go nie chce zbadać – opowiada pani Ewa. Potem były kolejne niepokojące telefony. – Marek mówił, że sika krwią, ale nikt w więzieniu na to nie reaguje. Płakał mi do telefonu – wspomina E. Glac. Kolejne informacje mówiły o tym, że Marek pluje krwią. – Dowiedziałam się nawet, że nocami pilnowali go koledzy z celi bo Marek bał się, że jak zaśnie to już się nie obudzi – opowiada pani Ewa. Kobieta robiła, co tylko mogła. – Dzwoniłam do dyrektora więzienia. Cały czas prosiłam o pomoc dla syna.  Miała usłyszeć, że syn zostanie zbadany, ale dopiero w kwietniu – opowiada E. Glac

Horror zaczął się 14 marca. Marek w celi mocno wymiotował krwią. Z silnym krwotokiem wewnętrznym został przewieziony do szpitala w  Żarach. Tam 44-latek niestety zmarł. Sprawą śmierci więźnia Krzywańca zajęła się żarska prokuratura. Zostało wszczęte śledztwo dotyczące narażenia Marka na śmierć przez brak pomocy lekarskiej. – To, co mówi mama zmarłego oraz co relacjonowali jej współwięźniowie syna, wygląda na wielką znieczulicę służby więziennej. Rozumiem też, że pracownicy w więzieniach są zarzucani wnioskami o badania przez osadzonych – mówi mecenas Sebastian Kordel, który pomaga pani Ewie.

O wyjaśnienie sprawy poprosiliśmy służbę więzienną. Mjr Jan Kurowski, rzecznik Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Poznaniu informuje, że osadzony przebywał w izbie chorych. Stan jego zdrowia był fatalny z powodu przewlekłych chorób i trybu życia przed tym jak trafił do więzienia. – Zapewniano mu opiekę lekarzy. Z uwagi na tajemnicę lekarską nie jest możliwe ujawnienie szczegółów dotyczących stanu zdrowia mężczyzny – wyjaśnia mjr Kurowski. Będąc w Krzywańcu do czterech miesięcy M. Borowski miał być 16 razy badany. Raz nawet sam miał zrezygnować z wizyty u lekarza.

O śmierci więźnia poinformowano sąd penitencjarny. W Krzywańcu była wizytacja sędziego penitencjarnego Sądu Okręgowego w Zielonej Górze. Nie stwierdził zaniedbań. – Niezależne od czynności prowadzonych przez prokuraturę oraz ustaleń z wizytacji sędziego penitencjarnego, dodatkowo czynności wyjaśniające wszczął Dyrektor Okręgowy Służby Więziennej w Poznaniu. Czynności prowadzone przez OISW w Poznaniu mają na celu dokładne, szczegółowe i rzetelne wyjaśnienie wszelkich aspektów zdarzenia – mówi mjr Kurowski.

E. Glac chce wiedzieć co się stało i dlaczego umarł jej syn. – Zależy mi tylko na prawdzie, nie na odszkodowaniu. Od śmierci Marka moje serce cały czas krwawi  – mówi pani Ewa.