Absurd pod zielonogórskim szpitalem. Lekarz z karetki pogotowia, jadącej na sygnałach do ciężko chorej kobiety z zawałem, musiał wyłamać szlaban parkingu, bo portier nie chciał go otworzyć. Portier straszył lekarza kosztami.
W poniedziałek, 15 stycznia, karetka zielonogórskiego pogotowia ratunkowego zostaa wezwana w tzw. kodzie pierwszym, czyli na sygnałach, do pacjentki z zawałem. Załoga ambulansu znała chorą. Dwa tygodnie wcześniej przywiozła ją do szpitala. Kobieta była wtedy w ciężkim stanie. Teraz znowu czekała na pomoc w mieszkaniu przy ul. Zawadzkiego. Liczyły się sekundy.
Po godz. 14.00 ekipa karetki z lekarzem Robertem Górskim ruszyła z podjazdu SOR, do którego chwilę wcześniej przywieziona została inna osoba. Wybrali wyjazd w kierunku ul. Podgórnej przez ul. Krótką. Chodziło o jak najszybsze dotarcie do osoby, której życie było zagrożone. Głównym wyjazdem ze szpitala od ul. Waryńskiego karetka straciłaby ok. 4 minuty, co było w przeszłości dokładnie wyliczane. W dodatku na skrzyżowaniu ulic Waryńskiego, Lwowskiej i Podgórnej obok porodówki są o tej porze korki.
Karetka na sygnałach podjechała pod szlaban wjazdowy, pod prąd. – Wyszedłem z ambulansu i krzyknąłem do portiera, żeby otworzył szlaban, bo mamy pilny wyjazd, a portier powiedział, że nie otworzy – relacjonuje doktor Górski. Portier spokojnie mówił, że karetka ma jechać dookoła drogą przez ul. Waryńskiego. Tą, która ma zostać ominięta, bo wydłuży czas dojazdu do osoby w stanie zagrożenia życia. Portier zadecydował, że karetka ma jechać drogą dłuższą niemal kilometr ze światłami i korkami. Szlaban prowadzi odcinkiem 150 metrów osiedlową uliczką. Mijały cenne sekundy.
Doktor Górski nadal prosił portiera o otwarcie szlabanu. – Portier nie reagował. Mówił, że nie otworzy szlabanu, bo nie może – opowiada R. Górski. Mijają kolejne niezwykle cenne sekundy. R. Górski powiedział portierowi, że po godz. 22.00 szlabany są otwierane, bo parking po tej godzinie na terenie szpitala jest bezpłatny. – Portier odpowiedział mi, że teraz nie ma godziny 22.00 i nie otworzy szlabanu – relacjonuje doktor Górski. Wtedy Górski ostrzegł, że jeżeli szlaban nie zostanie otwarty to go wyłamie. – Portier na to, że mam wyłamać szlaban, ale za niego zapłacę – opowiada R. Górski.
Lekarz wiedział, że mijały kolejne, cenne dla życia kobiety sekundy, nie przejmując się groźbami portiera wyłamał szlaban. Karetka w końcu wyjechała po kobietę i na sygnałach dowiozła ją do szpitala. Tam przejął ją personel szpitalnego oddziału ratunkowego. – Takie coś nie powinno nigdy się wydarzyć. Najważniejsze jest ratowanie ludzkiego życia – mówi doktor Górski.
Sprawą zbulwersowany jest Marcin Mańkowski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze. Mówi, że to nie jest pierwszy tego typu przypadek. – Absurdalne jest to, że zespół karetki pogotowia ratunkowego, który jedzie ratować życie człowieka musi zmagać się problemem otwarcia szlabanu – komentuje całą sytuację.
O komentarz poprosiliśmy firmę Green Parking, której pracownicy zajmują się nadzorem nad szlabanami na terenie szpitala. – To nie powinno się w ogóle zdarzyć – przyznaje nam Adrian Malina, kierownik Green Parking. Wobec pracownika, który doprowadził do opóźnienia karetki, zostaną wyciągnięte konsekwencje służbowe. – Zostanie upomniany wraz przeniesieniem – mówi nam A. Malina. To nie koniec. Kierownik Malina przekaże wszystkim pracownikom przy szlabanach na terenie szpital, że mają szczególnie traktować karetki na sygnałach. Nie będzie już mowy o żadnych problemach czy utrudnianiu wyjazdu.