Ponad 300 osób ewakuowanych, kilka godzin akcji straży pożarnej i policji. Przeszukania wszystkich budynków sądu. To wynik zawiadomienia o podłożeniu bomby. Bomby nie było, za to sprawca alarmu musi liczyć się z poważnymi konsekwencjami prawymi oraz finansowymi.
W środę po godz. 9.00, jak każdego dnia praktycznie w każdej sali sądów okręgowego raz rejonowego trwały rozprawy. W pewnej chwili padł sygnał do ewakuacji. Powodem była telefoniczna informacja o podłożeniu bomby.
Sędziowie musieli przerwać prowadzone rozprawy. Z biur wyszli pracownicy administracji. W sumie sąd ewakuował ponad 300 osób.
Na miejsce natychmiast przyjechała policja oraz straż pożarna. Policja zamknęła dojścia do budynków sądowych. Biało-czerwoną taśmą odgrodzono wszystkie budynki.
Na miejsce sprowadzono policyjnego psa szkolonego do wyszukiwania ładunków wybuchowych. Dokładnie sprawdzono budynek po budynku. Niczego nie znaleziono. Kilka minut po godz. 12.00 sędziowie oraz pracownicy administracji wrócili do budynków.
Tymczasem fałszywy alarm bombowy spowodował nie tylko przerwania rozpraw, ale również to, że cześć rozpraw się nie odbyła. Teraz sędziowie muszą wyznaczyć nowe terminy rozpraw.
Sprawca fałszywego alarmu jest już poszukiwany przez policję. Doświadczenia takich alarmów pokazują, że ustalenie i zatrzymanie takiej osoby nie jest nieosiągalne. Sprawcy ostatnich tego typu alarmów bardzo szybko zostali zatrzymani.
Autor alarmu musi liczyć się z konsekwencjami prawnymi czyli karą więzienia za swój czyn, ale nie tylko. Może zostać również obciążony kosztami akcji policyjnej i strażackiej. – Koszt tego typu akcji to kwoty rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych – mówi podinsp. Małgorzata Barska, rzeczniczka zielonogórskiej policji. I to nie koniec. Sąd może również zarządać odszkodowania za straty spowodowane alarmem. – Rozważymy taką możliwość – zapewnia sędzia Bogusław Łój, wiceprezes zielonogórskiego sądu okręgowego.