Prokuratura żądała dla Gabriela J. kary 15 lat więzienia. – Czekamy na uzasadnienie wyroku i wtedy zastanowimy się nad dalszymi krokami – mówi prokurator Marcin Jachimowicz ze świebodzińskiej Prokuratury Rejonowej.
Gabriel J. to z pewnością był jeden z najbardziej niebezpiecznych lubuskich bandytów. Przez wiele tygodni był nieuchwytny. Policja szukała uzależnionego od narkotyków i uzbrojonego mężczyzny. Teraz zapadł wyrok. – Mężczyzna był oskarżony o usiłowanie zabójstwa policjanta. Usłyszał wyrok 12 lat więzienia – mówi prokurator Marcin Jachimowicz ze świebodzińskiej Prokuratury Rejonowej. Oskarżyciel żądał dla niego 15 lat więzienia. – Poczekamy na uzasadnienie wyroku i wtedy zastanowimy się nad dalszymi krokami w sprawie – mówi prokurator Jachimowicz. Zaznacza jednak, że kara orzeczona przez sąd jest wysoka i nie odbiega mocno od oczekiwań prokuratury. Oskarżyciel spodziewa się jednak apelacji ze strony obrony oskarżonego mężczyzny.
Gabriel J. nie przyznał się do najcięższego zarzutu czyli usiłowania zabójstwa policjanta. Przyznał się za to do posiadania broni i amunicji bez zezwolenia, podrobienia dokumentów i posiadania narkotyków.
Przypomnijmy. Do zdarzenia doszło nocą z 11 na 12 lipca 2010 r. Gabriel J. jechał peugeotem ulicą w centrum Sulechowa. Samochód chcieli zatrzymać do kontroli policjanci jadący radiowozem. Gabriel zaczął jednak uciekać. Zaczął się pościg. Kiedy radiowóz zablokował drogę kierowcy peugeota ten wyskoczył z samochodu i zaczął uciekać. Policjanci ruszyli w pogoń. Wtedy padły strzały. Gabriel zranił policjanta w nogi. Uciekł i zniknął na dobre.
Policjanci natychmiast zorganizowali poszukiwania. Przeczesali okoliczne lasy nawet z powietrza. Bezskutecznie. Zaraz po strzelaninie w domu ściganego policjanci znaleźli ładunki zapalające domowej roboty, tzw. koktajle Mołotowa. Był tam również wysokiej klasy karabin. Poszukiwania trwały na dobre. Wtedy okazało się, że groźny bandyta od dawna powinien siedzieć w więzieniu. Od czterech lat był poszukiwany, ale nic sobie z tego nie robił. Widzieli go znajomi, mijały również policyjne patrole.
„Gabryś” to sprawca śmiertelnego wypadku pod Sulechowem, do którego doszło w 2005 r. Był on wtedy pod wpływem narkotyków. Sądy wydały wtedy nakazy aresztowania mężczyzny. Ten jednak żył sobie spokojnie w Sulechowie i okolicach. Od roku był widywany w miejscach publicznych. Odwiedzał swoją kobietę, z którą ma dziecko. Pił piwo w mieście i groził nawet, że „policja żywcem go nie weźmie”.
„Gabryś” wpadł w ręce policjantów we wrześniu 2010 r. Policja przygotowała akcję i weszła do jednej z kryjówek ściganego. Znajdowała się ona w sklepie z częściami motoryzacyjnymi w podsulechowskiej Kruszynie. Mężczyzna był zaskoczony akcją. Wychudły nawet się nie bronił. Razem z nim zatrzymano dwóch mężczyzn, którzy mu pomagali.