W 2005 r. „łomiarz” był najbardziej poszukiwanym zielonogórskim bandytą. Jego ofiarami zawsze były kobiety. Łomem wybijał szyby w samochodach zatrzymujących się przed światłami i z siedzeń kradł torebki, często przy tym raniąc swoje ofiary.
„Łomiarz”, bo tak ochrzczono bandytę, najczęściej atakował na rondzie Jana Pawła II. Zaatakował również na skrzyżowaniu ulic Staszica i Wyspiańskiego. Za każdym razem działał tak samo. Podbiegał do samochodu zatrzymującego się przed światłami i łomem wybijał szybę. Po chwili porywał torebkę z siedzenia auta. Jego ofiarami były tylko kobiety.
Policja od początku była bezradna w sprawie „łomiarza”. Pierwszy raz uderzył w 2004 r. W sumie dokonał ośmiu napadów. Kilka kobiet, które nie chciały oddać torebek, ranił w czasie rabunków.
Sprawa była bardzo trudna. Bandyta był brutalny. Huk bitej w samochodzie szyby obezwładniał kobiety. Ofiary nie były w stanie podać szczegółów wyglądu „łomiarza”. Wiadomo było tylko tyle, że sprawcą napadów był szczupły mężczyzna ubrany na czarno. Nie wiadomo było nawet, czy to jedna i ta sama osoba. Policja nie wykluczała wersji, że była to grupa. Próbowano szukać mężczyzny, którego nagrała kamera jednego z bankomatów. Policja była pewna, że to groźny bandzior. Niestety, jego tożsamości nie ustalono. Nigdy nie powstał portret pamięciowy sprawcy. To co rysowano, było tylko domysłem.
Zuchwały bandyta atakował w godzinach szczytu. Niestety, napadnięte kobiety nie mogły liczyć na pomoc innych kierowców lub przechodniów. Mało tego, zdarzało się, że kierowcy trąbili na zaatakowane kobiety, bo te stały po napadzie zszokowane przed przejściem dla pieszych. Policjanci nie mieli nawet jednego naocznego świadka napadów.
Bandyta cały czas pozostaje na wolności. Na sumieniu ma osiem brutalnych napadów. Przestał atakować, kiedy w mieście i na rondach pojawiły się kamery. Pozostał jednak nierozwiązaną zagadką śledczych.