Do tragedii doszło w niedzielę, 12 października, w lesie w Zielonej Górze. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że właściciel trzech psów, najprawdopodobniej rasy owczarek belgijski, nie zachował wymaganych środków ostrożności przy ich trzymaniu na terenie strzelnicy.
Zwierzęta wydostały się poza teren ogrodzenia i zaatakowały przechodzącego w pobliżu 46-letniego mężczyznę. – Pokrzywdzony doznał co najmniej 53 ran szarpanych i gryzionych, które wymagały natychmiastowej hospitalizacji i intensywnej pomocy medycznej – podała prokurator Ewa Antonowicz, rzeczniczka zielonogórskiej prokuratury okręgowej. Pomimo podjętych działań ratunkowych, 15 października 2025 roku mężczyzna zmarł w szpitalu. Był w stanie krytyczny, amputowano mu obie nogi. – Ciało zabezpieczono do sekcji zwłok, której wyniki pozwolą na dokładne ustalenie mechanizmu powstania ran i przyczyn zgonu – mówi prokurator Antonowicz.
Zielona Góra. Zmarł mężczyzna pogryziony przez trzy psy
Poprosiliśmy mecenasa Roberta Kornalewicza, radnego miejskiego o komentarz do tego tragicznego zdarzenia. – W przypadku, gdy chowamy zwierzęta lub chociażby posługujemy się nimi np. zawodowo, ponosimy za nie odpowiedzialność, w tym za szkody które te zwierzęta wyrządzają. Podstawą takiej odpowiedzialności jest przede wszystkim art. 431 § 1 kodeksu cywilnego, który stanowi, że ten kto zwierzę chowa albo się nim posługuje, obowiązany jest do naprawienia wyrządzonej przez nie szkody niezależnie od tego, czy było pod jego nadzorem, czy też zabłąkało się lub uciekło, chyba że ani on, ani osoba, za którą ponosi odpowiedzialność, nie ponoszą winy. Z treści tego przepisu wprost wynika, że właściciel zwierzęcia odpowiada za skutki jego zachowania nawet wówczas, gdy zwierzę ucieknie lub się zgubi. Może zwolnić się z tej odpowiedzialności tylko jeżeli udowodni, że w należyty sposób zabezpieczył zwierzę. Wina w nadzorze najczęściej przejawia się w braku odpowiednich zabezpieczeń, np. w wyniku nienależytego stanu ogrodzenia miejsca, w którym przebywają zwierzęta, czy też niezałożenia psu smyczy lub kagańca – wyjaśnia mecenas Kornalewicz.