Prokurator zażądał dla Sylwestra A. kary 25 lat więzienia za zabójstwo Stanisława Marczeni w Borowie Wielkim. Syn ofiary, oskarżyciel posiłkowy, chce dla niego dożywocia. Obrona idzie znacznie dalej. W mowie końcowej podnosi, że doszło do obrony koniecznej, a elementem łagodzącym ma być choroba oskarżonego,… astma.
W czwartek, 27 października, Sylwester A. został wprowadzony na sądową salę w dresowej bluzie. Z rękami złożonymi jakby do modlitwy zasiadł w ławie oskarżonych. Sąd zamknął przewód i rozpoczęły się mowy końcowe.
Prokurator podkreślił, że co do sprawstwa oskarżonego nie ma żadnych złudzeń. Sylwester A., zdaniem oskarżenia, zabił Stanisława Marczenię i chciał zabić. Doskonale wiedział co robi wychodząc z mieszkania bloku w Borowie Wielkim uzbrojony w nóż i gumową policyjną pałkę. Prokurator opierał się na zeznaniach świadków, którzy widzieli jak ofiara pada po ciosie zadanym nożem. Prokurator za zabójstwo pana Stanisława zażądał dla Sylwestra A. kary 25 lat więzienia.
Znacznie dłuższą mowę końcową, pełną orzeczeń sądów z różnych miast kraju, przygotował syn ofiary. Czytając rozwlekły wywód można było się jednak pogubić w obszernej wykładni prawa. Dopiero koniec długiej mowy końcowej podkreślił sedno sprawy, czyli smutek po zbyt szybkiej i niespodziewanej stracie ojca, męża i dziadka. Oskarżyciel posiłkowy zażądał dla Sylwestra kary najwyższej z możliwych, dożywotnego więzienia.
Obrona poszła o krok dalej, co sam podkreślił obrońca Sylwestra A. Zaznaczył, że nie chodzi nawet o nieumyślne spowodowanie śmierci, ale wręcz obronę konieczną. Zdaniem obrony wpływ na zdarzenia miała choroba oskarżonego,… astma. Ofiara miała bowiem dusić Sylwestra A. i to wtedy oskarżony zadawał ciosy na oślep. Obrońca podkreślił, że oskarżony bronił się czym tylko mógł.
Obrona prosiła o łagodny wymiar kary i wzięcie ood uwagę obrony koniecznej, a nie zabójstwa.
Obrońca zasugerował również, że nie chce zabić osoba, która przed awanturą z sąsiadem sama wzywa policję. Tak miał zrobić Sylwester A. Mało tego, robi to również po zadaniu śmiertelnych ciosów.
Do tragedii doszło 17 grudnia 2014 r. Do Borowa Wielkiego koło Nowej Soli została wezwana karetka pogotowia ratunkowego i policja. Jechali do mężczyzny ugodzonego nożem. Na miejscu okazało się, że ofiara nie żyje. Stanisław Marczenia zginął od ciosów zadanych nożem w głowę, klatkę piersiową i szyję.
Co się stało? Sylwester A. szalał na podwórzu. Krzyczał i przeklinał. Nie lubił swojego sąsiada Stanisława, bo ten wcześniej zeznawał przeciwko niemu w sądzie. Sprawa dotyczyła znęcania się Sylwestra nad swoją babcią.
W tragicznym dniu pan Stanisław zaszedł na podwórze uspokoić szalejącego, agresywnego sąsiada. To tak bardzo rozjuszyło Sylwestra, że z nożem w ręku rzucił się na 62-latka. Zadawał bardzo silne ciosy. Pan Stanisław nie miał żadnych szans.
Ekipa pogotowia ratunkowego długo reanimowała ciężko ranną ofiarę. Bezskutecznie.
33-letni Sylwester S. został zatrzymany w dniu zdarzenia w Borowie Wielkim przez patrol policji z Kożuchowa. Przed zatrzymaniem widziała go sołtys miejscowości. Mijała się z mężczyzną. Mówiła, że szedł głośno mówiąc „Zaj…łem go, zaj…łem”. Sylwester poszedł w kierunku domu swojej matki. Na podwórzu zatrzymali go policjanci. Nie miał przy sobie noża, którego nigdy nie znaleziono.
Sylwester A. kilka dni przed morderstwem zrobił awanturę w miejscowym sklepie demolując go. Ekspedientce groził śmiercią. Wcześniej, prawdopodobnie jadąc samochodem, zepchnął z drogi swoją babcię, która jechała rowerem. Za znęcanie się nad staruszką stanął przed sądem.