W ławie oskarżonych zielonogórskiego sądu okręgowego zasiadło pięć osób. Dwie zostały dowiezione z aresztu. Na nich ciąży zarzut usiłowania zabójstwa na plaży w Sławie. Trzech mężczyzn odpowiada z wolnej stopy. On też tam byli. Wiedzieli co się co się działo? Bili ofiarę? Ukrywali sprawców? Nie przyznają się.
Był ciepły letni dzień, 2 sierpnia, 2020 r. Miłosz B. prowadził opla. W aucie byli też jego brat Patryk B., i koledzy Andrzej J., Patryk R., i Łukasz S. Jechali na sławską plaże. Miało być miło, fajne i przyjemnie. Po dotarciu na miejsce całą grupą poszli do baru. Wypili kilka piw. Nie pił kierowca. Potem wszyscy wyszli coś zjeść.
Idąc do budki z hamburgerami Andrzej J. obił się barkiem z nieznajomym młodym chłopakiem. Szedł z grupą kilku osób. Doszło do pyskówki. Po chwili mężczyźni rozeszli się. Koledzy zjedli i zeszli na plażę. Tam nagle pojawił się chłopak, z którym Andrzej obił się ramionami. Miała być „solówka”, jeden na jednego, ale po chwili podbiegli inni. Doszło do szamotaniny i w końcu bójki kilku osób.
Andrzej J. o barierkę robił butelkę. Ręką uderzył nieznajomego, który potężnym po ciosie upadł, podniósł się i po chwili uciekł. Pobiegli za nim Andrzej J. i Patryk B. Kilkadziesiąt metrów dalej dopadli mężczyznę. Andrzej miał „tulipana”. Zbitą butelką zadawał mężczyźnie ciosy w twarz i szyję. Jakaś kobieta zaczęła krzyczeć, że wezwie policję. Wtedy agresorzy zorientowali się, że zaatakowali inna… przypadkową osobę. W szale pomylili się. Po chwili uciekli samochodem z plaży. Nie pomogli, nie wezwali karetki.
Hubert R. cudem przeżył. Rozbita, ostra butelka minęła tętnicę szyjną. Gdyby ją przecięła byłaby mowa o zabójstwie. Ofiara trafiła do szpitala. Tam była szyta. Chirurg założył 40 szwów. Hubert przeżył.
Za pancerną szybą zielonogórskiego sądu okręgowego w środę, 12 maja, usiedli 38-letni Andrzej J. Potężny mężczyzna, był już karany. Obok usiadł znacznie mniejszy, 27-letni Patryk B. Obaj do sądu zostali dowiezieni aresztu, w którym przebywają. Na nich ciąży zarzut usiłowania zabójstwa. Grozi im nawet dożywocie.
26-letni Miłosz B., 34-letni Łukasz S. i 38-letni Patryk R. Oni odpowiadają z wolnej stopy. Pomagali? Bili ofiarę? Może kryli kolegów? To musi ustalić sąd.
Oskarżonych bronią znani adwokaci z Zielonej Góry. Mecenas Piotr Majchrzak świetny, skrupulatny karnista, Łukasz Cieślak i Piotr Haładuda, były nowosolski prokurator. Linia obrony jasno i prosto sprecyzowana. Oskarżeni nie odpowiadają na pytanie prokuratora i oskarżyciela posiłkowego, i chętnie na to przystają.
Zeznania Miłosza B. Łukasza S. i Patryka R. są podobne. Mało widzieli, było dość ciemno, nic nie robili, unikają bójek i nie przyznają się. Ci z aresztu mówią o tym, że bili ofiarę. Jeden przyznaje, że miał i użył „tulipana”, ale nie chciał zabić i nie to było jego zamiarem.
Wszyscy oskarżenie wiedzą, że doszło do pomyłki. Została zaatakowana przypadkowa osoba. – Trzeba rozgraniczyć w sposób jednoznaczny, że mamy do czynienia z dwoma odrębnymi zdarzeniami, które miały miejsce w odległości ok. 30 m od siebie i dotyczyło innych pokrzywdzonych – wyjaśnia mecenas Majchrzak. Adwokat dodaje, że trzech oskarżonych, w tym jego klient, nie brali udziału w zdarzeniu, nie bili pokrzywdzonego. – Stali w odległości ok. 30 m. o miejsca zdarzenia. Dlatego nie można zgodzić się z zarzutami prokuratury, że bili wszyscy oskarżeni – mówi mecenas Majchrzak.
Oskarżeni w sądzie mówili o nożu, o „tulipanie” oraz o bójce. Opowiadali, że wszystko działo się szybko, że mało widzieli. Sąd zadawał jednak jasne i sprecyzowane pytania. Dopytywał o szczegóły zdarzenia, ubioru oraz otoczenia. I tu oskarżeni dość często się wymijali. Sąd zapytał czemu nie wezwali pomocy, dlaczego wszyscy odjechali z plaży?
Proces trwa, a obrona chce uchylenia aresztów dla dwóch oskarżonych.