Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy wyrok zielonogórskiego sądu okręgowego. Ochroniarz Adama Baranowskiego, Piotr Sz., idzie do więzienia na siedem lat, ale za wymuszenie rozbójnicze. Kara została jedynie zaostrzona pozbawieniem skazanego na 5 lat praw publicznych.
Wyrok w głośnej sprawie śmierci Adama Baranowskiego, biznesmena, barona paliwowego, właściciela firmy Apexim AB, zapadł w czwartek, 28 czerwca, br. Zielonogórski sąd okręgowy, po pięciu latach, uznał, że oprawca biznesmena, Piotr Sz. w więzieniu ma spędzić 7 lat. Bił swojego szefa, przykutego do wózka inwalidzkiego, chcąc zmusić go do podpisania 3 mln zł darowizny. Milioner zmarł. W wyroku nie było mowy o zamiarze zabójstwa. Sąd uznał, że gdyby Piotr Sz. chciał zabić szefa, to zrobiłby to w inny sposób. Materiał dowody pozwolił jedynie na uznanie, że Piotr Sz. biciem spowodował u A. Baranowskiego lekkie obrażenia ciała. Zdaniem sądu nie można mówić również o nieumyślnym spowodowaniu śmierci. Obie strony złożyły apelacje od wyroku.
Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy wyrok zielonogórskiego sądu okręgowego. Piotr Sz. za kratami spędzi siedem lat. Kara została zaostrzona pozbawianiem skazanego na 5 lat praw publicznych.
– Wyrok to duży sukces, nie biorąc oczywiście pod uwagę jego surowości – tak decyzję sądu apelacyjnego komentuje mecenas Witold Majchrzak, obrońca Piotra Sz. Mecenas Majchrzak dodaje, że pierwotnie Piotrowi Sz. postawiono zarzut zabójstwa, zsądua co groziłoby mu nawet dożywocie. – Wyrok został jedynie zaostrzony pozbawieniem praw publicznych na pięć lat – mówi mecenas Majchrzak.
Oskarżyciele posiłkowi czekają na uzasadnienie wyroku sądu apelacyjnego. – Zapadł wyrok w II instancji. Od tego przysługuje kasacja. O tym, czy kasacja zostanie wniesiona zadecydujemy, jak otrzymamy uzasadnienie sądu apelacyjnego – mówi mecenas Krzysztof Szymański, oskarżyciel posiłkowy z ramienia rodziny ofiary.
Do tragedii doszło 4 czerwca 2013 r. Piotr Sz. został sam ze swoim szefem w domu przy ul. Leszczynowej. Wiadomo, że Piotr Sz. bił niepełnosprawnego milionera pięściami po głowie. A. Baranowski został również zrzucony na ziemię. Piotr Sz. miał mu też przykładać poduszkę do twarzy. On sam twierdzi jednak, że tylko starł krew z twarzy pobitego szefa.
Piotr Sz. w dniu tragedii zadzwonił do dyrektora firmy. Powiedział, że A. Baranowski zlecił przelew 3 ml zł i wskazał konto, ale nie swoje. Przyłożył do ust pobitego szefa telefon, który powiedział „tak”. Dyrektor firmy stwierdził, że nie wykona przelewu, bo nocą bank i tak go nie zrealizuje. Piotr Sz. musiał wtedy wpaść w panikę. Wysłał do dyrektora firmy sms z numerem konta i żądaniem przelewu, już wtedy 2 mln zł. Kiedy i to się nie udało dalej bił szefa chcąc zmusić go do podpisania wielomilionowej darowizny. A. Baranowski dokumentu nie podpisał.
Jak ustalił sąd, Piotr Sz. zorientował się, że A. Baranowski nie żyje. Wyszedł z domu milionera gasząc światła. Potem próbował jeszcze upozorować napad na milionera. Został zatrzymany około godz. 1.00 w nocy przez zielonogórskich policjantów.