Dorota Hanuszewska od wielu lat opiekuje się kotami na swojej działce na ogródkach „Leśna polana” w Zielonej Górze. Zarząd właśnie nakazał usunięcie wszystkich kotów z działek. Zwierzaków nie chce większość działkowiczów. – Koty zaczynają znikać. Jakiś czas temu były nawet brutalne mordowane – mówi działkowiczka. Spór trwa.
Ogródki działkowe „Leśna polana” są położone w ładnej okolicy Zielonej Góry, otoczone lasem. To bardzo przyjemne miejsce. Na działka od dawna trwa jednak poważny spór dotyczący kotów. Dorota Hanuszewska, pedagog szkolna, na swojej działce od wielu lat karmi koty. Kiedyś na jedzenie przychodziło ich nawet 30, teraz zostało zaledwie dziewięć. Przed kilkoma dniami na tablicy ogłoszeniowej przy wejściu na ogródki działkowe pojawiła się informacja, że wszystkie koty mają zniknąć z działek, bo zakazuje się ich hodowli. – Pismo jest skierowane do mnie, wiem o tym. Nie mam jednak hodowli, nie biorę kotów nawet na ręce. Nie oswajam ich, po prostu karmię. Teraz mam te koty mam wyrzucić, przestać karmić, o co chodzi – mówi zdenerwowana D. Hanuszewska. Kotki same też przynoszą na działkę pani Danuty swoje małe i tak jest od lat. Wiedzą, że tam będą miały opiekę.
Działkowicze nie chcą kotów. – Mają zniknąć i tyle, nie chcemy tu tych kotów – mówi nam straszy pan, który nie zgadza się na podanie imienia i nazwiska. Dla niego koty to zło, którego trzeba się pozbyć. Pani Beata nie popiera obecności kotów na działkach, ale rozumie, że to poważny problem. – Nie wiem jak mamy rozwiązać ten trudny spór. Na dziś żadne z rozwiązań nie będzie dobre. Z pewnością nie wolno jednak nic złego zrobić tym zwierzakom – mówi działkowiczka. Przeciwnicy kotów wyjaśniają, że powodują one zniszczenia na ich działkach. Koty rozkopują rabatki i brudzą na trawnikach, a to bardzo denerwuje ludzi. Dlatego ich nie chcą. – Fakt, koty lubią ziemię, szczególnie świeżo przekopaną – przyznaje D. Hanuszewska i dodaje, że to jednak nie jest powód do pozbycia się zwierząt z działek.
Na ogródkach w grudniu br. pojawił się też mały dzik. Niszczy o wiele więcej niż koty. Urodził się gdzieś na działkach i dlatego cały czas wraca. – Niedawno kilka osób wdarło się na moją działkę. Szukali jedzenia dla kotów. Krzyczeli, że to jedzenie przyciąga dzika – opowiada D. Hanuszewska. Pani Dorota jedzenie dla kotów wystawia tylko w chwili karmienia. Potem je chowa. – Nie może ono przyciągać dzika – zapewnia opiekunka kotów. Przed kilkoma dniami działkowicze z kijami i prętami w rękach urządzili polowanie na dzika z nagonką. – To było okropne. Zwierzak uciekł, ale już na drugi dzień wrócił – mówi pani Danuta.
Tymczasem z działek zaczynają znikać koty. Zniknęło już sześć kotów, które zawsze wracały. – Boje się o nie, bo już kiedyś wrzucono mi na działkę dwa koty ze zmiażdżonymi głowami – mówi D. Hanuszewska. Wtedy sprawą zajmowała się policja i prokuratura. Kobieta obawia się, że ktoś znowu zwierzakom robi coś złego.
Trudny spór na działkach trwa. I nie będzie łatwo go rozwiązać. – Koty żyjące na wolności są naszym dobrem i nie wolno ich krzywdzić. Tak mówią przepisy. Osobom, które pomagają kotom nie można tego absolutnie utrudniać – wyjaśnia Izabela Kwiatkowska z Biura Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze. Nie wolno również zakazywać trzymani kota czy kotów na działce. To wbrew przepisom.
Tymczasem na panią Danutę spadł kolejny cios. We wtorek, 12 maja, najprawdopodobniej kuna rozszarpała cały miot małych kociaków, które właśnie miały trafić do nowych domów. – Jestem zdruzgotana – przyznaje załamana pani Danuta.