Naruszenie nietykalności cielesnej poprzez uderzenie w twarz, zniszczenie mienia, zmuszanie do zaniechania czynności, w postaci odstąpienia od nagrywania materiału. Takie zarzuty usłyszał mężczyzna z Kosobudza, który zaatakował dziennikarza nagrywającego materiał w sprawie konfliktu, którego jest stroną. Surowe konsekwencje, które grożą mężczyźnie, powinny być przestrogą dla wszystkich, którzy chcą siłowo rozwiązywać swoje konflikty.
Policyjne interwencje bardzo często dotyczą konfliktów, w których górę wzięły emocje. Jednakże te nie są dobrym doradcą. Rozwiązanie sporu, czegokolwiek by nie dotyczył, powinno opierać się na sile argumentów, nigdy na argumencie siły.
Bez względu na to, po czyjej stronie leży prawda, spory należy rozwiązywać poprzez wyznaczone do tego instytucje, na przykład Sądy, Policje, Prokuraturę czy jednostki samorządów terytorialnych w zależności od ich kompetencji.
Uderzył w twarz dziennikarza
W Kosobudzu doszło do konfliktu pomiędzy mężczyzną a częścią mieszkańców. Chodziło o jezior oraz między innymi wybudowaną platformę pływającą oraz tamę na jeziorze. W związku z tym sporem mieszkańcy poinformowali dziennikarzy, jednego z programów telewizyjnych zajmujących się nagłaśnianiem tego typu wydarzeń.
Niestety mężczyzna podczas kręcenia programu dał się ponieść emocjom. – Według relacji świadków uderzył on dziennikarza oraz uszkodził jego kamerę, następnie miał zastosować również przemoc wobec dwóch innych osób – mówi asp. Marcin Ruciński, rzecznik policji w Świebodzinie.
Sprawca usłyszał zarzuty
W związku ze zgłoszeniem, pod nadzorem prokuratury ze Świebodzina zostały wykonane czynności. Mężczyzna usłyszał zarzuty usiłowania do zmuszenia do określonego zachowania (w związku z próbą zmuszenia do odstąpienia od robienia materiału do programu śledczego), znieważenia, uszkodzenia mienia, a także naruszenia czynności ciała.
– Bez względu na przyczynę oraz fakt, po której stronie sporu stoi racja tego typu zachowanie, zmuszające do odstąpienia dziennikarzy od czynności jest niedopuszczalne – mówi asp. Ruciński. Surowe konsekwencje prawne, które grożą 60-letniemu mężczyźnie, są przestrogą dla niego, ale także i dla każdego, kto zdecydowałby się na próbę siłowego rozwiązania konfliktów.