W Zielonej Górze znika kultowy sklep „1001 drobiazgów”. Pogrążył go koronawirus, a dobił „polski ład” (ZDJĘCIA)

Marta Turbak Grabska, po 34 lat musi zamknąć sklep "1001 drobiazgów"

Sklep w niewielkim pasażu przy ul. Morelowej funkcjonuje od 40 lat. – Niestety, nie daliśmy rady, koszty utrzymania związane z „polskim ładem” oraz koronawirus dobiły nas. Trwa wyprzedaż, zamykamy się – mówi Marta Turbak Grabska, której rodzice od 34 lat nieprzerwanie prowadzili sklep.

Wchodzimy do sklepu „1001 drobiazgów”. W środku jakby czas się zatrzymał właśnie 40 lat temu. Towar leży w koszach i na półkach. Szczotki do podłóg wiszą podwieszone pod sufit. Za kasą ubrania. Na półkach wszystko, od szklanek po żarówki. W koszu składany papier śniadaniowy, druciaki do garnków i breloczki. Obok gwizdki do czajnika, kubeczki, proste szklanki, środki czystości, a wyżej nawet zeszyty do nut. – U nas są takie rzeczy, których w innych sklepach się nie kupi. Jeszcze kilka lat temu była woda toaletowa Brutal – mówi Marta Turbak Grabska, która teraz razem z mamą Janiną Turbak prowadzi sklep. Tata, Wacław Turbak zmarł 10 lat temu.  

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Pani Marta od 8. klasy szkoły podstawowej pracowała w sklepie. – Wolany czas, ferie czy wakacje, chociaż to było dla mnie ciężkie, to pomagałam w sklepie, to była ciężka praca – wspomina pani Marta. Opowiada o stosach kartonów z proszkami do prania, które układała oraz ustawianiu towaru na półkach. To były czasy, w których nic nie było. Wszystkim było ciężko. Pani Marta wspomina np. załatwianie towaru spod lady mydła Fiord w plastikowych opakowaniach dla swojej wychowawczyni w dawnej podstawówce nr 12, do której chodziła jako dziecko. – Przy okazji pozdrawiam panią Łebek – mówi pani Marta.   

Najlepsze były lata 90. Wtedy można już był spokojnie prowadzić swój własny biznes. – Wtedy też rodzice najbardziej się rozwinęli w sklepie – mówi pani Marta. Rynek się uwolnił i handel zaczął kwitnąć. – Ciężko było tylko  o towar. Pamiętam jak z tatą jeździłam po doniczki i bombki do Bolesławca – mówi M. Turbak Grabska.

Teraz historia sklepu się kończy. – Wyprzedajemy towar i zamykamy się. Umowy na prąd już wypowiedziane – mówi pani Marta. Jeszcze kilka dni i sklep zniknie. Zostaną tylko ściany. Może znajdzie się ktoś inny na biznes. Nie wiadoma. Czasy są ciężkie.

– Najpierw dobił nas koronawirus, a teraz pogrążył „polski ład” – mówi pani Marta. Koszty utrzymania sklepu są zbyt wysokie i stało się to już nieopłacalne. – Teraz szukam pracy – mówi pani Marta.

O pomoc apeluje radny Rafał Kasza. – Wybrałem się na drobne zakupy do pani Marta, która okazała się przesympatyczną osobą. Kupiłem kilka rzeczy do lokalu Czar PRL-u, który notabene jest również rodzinnym biznesem tyle, że gastronomicznym, działającym od ponad 10 lat w samym sercu zielonogórskiej starówki, który też cierpi z racji „nowego ładu” – mówi radny Kasza i dodaje, żeby iść i kupić coś u pani Marty.  

– Smutne, że „polski ład” i wzrost cen rachunków za media, ZUS, zmuszają do likwidacji tego kultowego miejsca na mapie Zielonej Góry – mówi radny Kasza.