Wiktor P. zamordował Milenę. Drzwi w mieszkaniu pozaklejał taśmami, a z fetorem rozkładającego się ciała miały sobie poradzić środki zapachowe. Morderca uciekł z mieszkania w szwajcarskim Frankendrowie do Nowej Soli. Tam zgłosił się na policję.
Był październik 2012 r. Do nowosolskiej komendy przyszedł mężczyzn po 50-tce. Siwawy, szczupły, skromnie ubrany. – Zabiłem kobietę w Szwajcarii – powiedział z pewnością wywołując zdumienie u policjantów. Wiktor P. został zatrzymany.
Zanim zgłosił się na komendę żył w Szwajcarii. Urodził się w Lubaniu w woj. dolnośląskim. Przed wyjazdem do Szwajcarii sprowadził się do Nowej Soli. Na kilkanaście lat. To z Nowej Soli pojechał do Szwajcarii, za pracą. Tam poznał Bośniaczkę Milenę. Spotykali. Mieszkali w miejscowości Frankendorf.
Milena wzorem kobiety nigdy nie była. Mimo wszystko Wiktor P. był nią zauroczony. Nic jednak nie zapowiadało tragedii, aż do czasu. Tragedii, którą wyjaśnia jedynie Wiktor. Historia opiera się na zeznaniach Wiktora oraz ustaleniach poczynionych przez śledczych. To z nich wynika, że w pewnym momencie Milena pożyczyła od Wiktora 60 tys. franków szwajcarskich. I to właśnie pieniądze miały stać się tłem dramatu, który rozegrał się w Frankendorfie.
W pewnym momencie Wiktor zażądał zwrotu długu. Milena zwlekała. Wiktor czekał. W dniu 5 września 2012 r. Wiktor spotkał się z Mileną. Prawdopodobnie ostro zażądał zwrotu swoich pieniędzy. Milena pewnie wykrzyczała, że nie odda. Wiktor wybuchł. Chwycił za nóż i rzucił się na Milenę. Zadawał ciosy. – Było ich szereg, śmiertelny cios został zadany w prawą stronę klatki piersiowej, pod obojczykiem ostrze uszkodziło żyłę – opisywał przed sądem powołany biegły. Milena musiała się bronić. Na rękach miała ślady ostrza, które właśnie sugerowało zdesperowaną obronę. Milena pada w kałuży krwi. Nie żyje. Co robi Wiktor?
Z ustaleń śledczych najpierw pakuje swoje zakrwawione ubranie do worka. Musi przecież wyjść na ulicę i nie zwracać na siebie uwagi w niewielkiej miejscowości. W mieszkaniu z ciałem Mileny zostawia środki zapachowe. To one z czasem mają sobie poradzić z fetorem rozkładającego się ciała. Na koniec morderca zakleja drzwi, tak by smród nie wydostawał się na zewnątrz. Wiktor P. znika. Ze Szwajcarii zjeżdża do Nowej Soli. Pewnie tutaj szukał swojego azylu.
Tymczasem w Szwajcarii zostaje odkryta okrutna zbrodnia. – Ciosy były zadawane z dużą siłą, dwa razy ostrze przebiło mostek i żebra – wyjaśnia biegły podczas procesu. W Nowej Soli Wiktora zaczyna dręczyć sumienie. Prokuratorowi później powie, że dwa razy chciał popełnić samobójstwo. Nie zrobił tego jednak. Idzie na policję. Przyznaje się do zbrodni, a w sądzie broni mówiąc, że nie chciał zabić.
Opinie biegłych z dziedziny psychiatrii potwierdziły, że Wiktor w chwili dokonywania mordu był poczytalny. Nie działał również w stanie nagłego wzburzenia. Doskonale wiedział co robił. To pieniądze miały go tak zdenerwować, że zabił.
W sierpniu 2013 r. Wiktor został doprowadzony na pierwszą rozprawę do zielonogórskiego sądu. Proces trwał długo. Sąd przesłuchiwał biegłych, którzy wydali wiele opinii. Wiktor P. został oskarżony o najcięższą zbrodnię. Przyznał się do mordu ale cały czas utrzymywał, że nie wie co w niego wstąpiło. Podczas śledztwa wyszło, że Milena wzorem kobiecych zalet nie była. Mimo tego nikt nie miał prawa odebrać jej życia. Katem stał się Wiktor.
Właśnie zapadł wyrok. Wiktor usłyszał karę 10 lat więzienia. To o pięć mniej niż żądał prokurator. Sąd podczas analizy materiału przedstawionego przez oskarżyciela nie doszukał się chęci zabicia Mileny przez Wiktora. To działało na jego korzyć. – Czekamy na uzasadnienie wyroku i wtedy rozważymy apelację od decyzji sądu – informuje prokurator Łukasz Wojtasik, szef nowosolskiej prokuratury rejonowej.
Wyrok nie jest prawomocny. Wiktor cały czas przebywa w areszcie, który sąd oczywiście mu przedłużył.