Wszystko zaczęło się od ruchu tzw. „ośmiu gwiazdek”. Rozmowa z mecenasem Robertem Kornalewiczem

Mecenas Robert Kornalewicz opublikował swoje zdjęcie na Facebooku z ustami zaklejonymi taśmą i w todze.

Opublikował pan swoje zdjęcie na Facebooku z ustami zaklejonymi taśmą i w todze.

Zgadza się. Zrobiłem tak, aby zwrócić uwagę na coraz częściej pojawiające się w zjawisko ograniczania wolności wyrażania poglądów politycznych w Polsce przede wszystkim przez organy ścigania oraz niestety niektóre sądy. Jestem adwokatem, do którego w ostatnim czasie zgłasza się wiele osób, które za to, że wyrażają swoje poglądy polityczne są legitymowani, zatrzymywani, przesłuchiwani, oskarżani, a nawet czasami niestety skazywani, co nie powinno i nie może mieć miejsca w wolnym demokratycznym kraju.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Wolność słowa w Polsce jest ograniczana?

Moim zdaniem tak. Organy ścigania, albo celowo, albo przez brak wiedzy, szukają jakiegokolwiek pretekst do reagowania w stosunku do obywateli, którzy wyrażają krytykę wobec rządzących.

Pan Janusz za napis „J..ć PiS” na koszulce i samochodzie musi stanąć przed sądem, czy to przejaw ograniczania demokracji w kraju?

Oczywiście, że tak. Pan Janusz, jak wielu przed nim poprzez noszenie koszulki ze wspomnianym napisem, w tym przypadku na uroczystości odsłonięcia pomnika Jana Szyszki, byłego ministra środowiska, korzystał z wolności słowa i wyrażania sprzeciwu wobec władzy.  Już od dawna utrwalonym jest orzecznictwo sądów polski, zgodnie z którym wyrażanie poglądów politycznych, nawet poprzez użycie słów nieprzyzwoitych jest w pełni dozwolone i nie może być ograniczane mocą przepisów wykroczeniowych. Tymczasem organy ścigania usiłują doprowadzić do ukarania pana Janusza za użycie nieprzyzwoitych słów, tj. wykroczenie z art. 141 kw.

Czy popularne w ostatnim czasie hasło: „J..ać PIS” kogoś obraża?

Na to pytanie już teraz nie można odpowiedzieć w sposób jednoznaczny, ponieważ weszło ono do kanonu popularnych haseł wyrażających sprzeciw wobec władzy. Wszystko zaczęło się od ruchu tzw. „ośmiu gwiazdek”. Dalej stało się elementem popkultury, albowiem pojawia się np. w treści utworów muzycznych. Jest bardzo często skandowane przez tłumy na protestach i manifestacjach. Przez to spowszedniało i już tak nie razi, jak kiedyś. Warto też zwrócić uwagę, że Sąd Apelacyjny w Poznaniu w jednym z orzeczeń wskazał, że w demokratycznym państwie prawa używanie słów „je….ć” w miejscu publicznym podczas zgromadzenia wyrażającego sprzeciw i dezaprobatę wobec władzy musi być uznane za wyraz dozwolonej krytyki, albowiem przedstawiciele władz muszą tolerować krytykę, nawet wyrażoną w obraźliwej formie.

W przypadku pana Janusza może to przejaw nadgorliwość policji w Jarocinie?

W mojej ocenie to nie jest problem nadgorliwości policji w Jarocinie, ile problem ogólnopolski. Pan Janusz nie jest pierwszą osobą „ściganą” przez policję za wyrażanie krytyki przeciwko władzy przy użyciu nieprzyzwoitych słów. Nie tak dawno w Poznaniu zapadł wyrok uniewinniający kobietę, która w trakcie protestu kobiet trzymała transparent z hasłem „Jestem wk…wiona!”. Ja osobiście broniłem Wiktorii z Nowej Soli, która w trakcie wiecu wyborczego krzyczała „Je…ć Dudę”, a która również została oczyszcza z zarzutów. Wszystkie te osoby musiałyby jednak zderzyć się z wymiarem sprawiedliwości, co już w samo w sobie oddziaływuje odstraszająco na społeczeństwo.

Po nowosolankę policja przyjechała do pracy, bo miała obrazić prezydenta. Czy w demokratycznym państwie powinno dochodzić do takich przypadków?

Ta sprawa była akurat książkowym przykładem naruszenia wolności człowieka do swobodnego wyrażania poglądów politycznych. Pani Wiktora za to, że wyraziła dostanie swój sprzeciw wobec władzy na wiecu wyborczym, została zatrzymana w pracy, doprowadzona do prokuratora, następnie uznana winną przez Sąd i dopiero na skutek apelacji uniewinniona i zrehabilitowana. Tymczasem cała ta historia nigdy nie powinna mieć miejsca. Ja nie chcę żyć w kraju, gdzie za użycie przekleństwa w stosunku do władzy jest się wyprowadzanym w kajdankach i dlatego jako adwokat robię wszystko, żeby to zmienić.

– Dziękuję

Robert Kornalewicz, 40 l., ukończył studia w Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, od 12 lat jest adwokatam i partnerem w kancelarii „Szymański & Kornalewicz” z siedzibą w Zielonej Górze.