Za błąd lekarzy podczas porodu wojewoda zapłaci ponad milion zł odszkodowania. Dziecko jest nieuleczalnie chore

– To bardzo przykre, bo chłopiec nie siada, nie mówi, nie chodzi, cierpi na padaczkę lekoodporną. Dziecko nie wykonuje samodzielnie żadnej czynności – podkreśla mecenas Hubert Szarata.

Tak ogromne odszkodowanie zapłaci wojewoda dolnośląski zielonogórzance, za błąd podczas porodu w szpitalu w Oławie w 1997 r. W wyniku błędu lekarzy dziecko jest opóźnione w rozwoju i cały czas leży.

– To była trudna i długa sprawa – mówi mecenas Hubert Szarata z zielonogórskiej kancelarii Baczańska Szarata. Trwała w sumie 8 lat. – Na rozprawy do wrocławskiego sądu przejechaliśmy w sumie aż 6 tys. kilometrów – podlicza mecenas Szarata. Przez te osiem lat opinie wydało wielu biegłych z dziedziny medycyny. Określili oni wyraźnie, że powodem ciężkiej i nieodwracalnej choroby małego chłopczyka jest błąd lekarza podczas porodu w oławskim szpitalu.

--- Czytaj dalej pod reklamą ---

Zaczęło się 27 sierpnia 1997 r. Chłopiec urodził się w szpitalu w Oławie w 41. tygodniu ciąży. Tuż przed porodem kobiecie zrobiono USG i zalecono cesarskie cięcie. Lekarzom kończył się jednak dyżur, więc zlecili cesarkę drugiej zmianie. Ta również nie wykonała zabiegu.

Kobieta rodziła siłami natury. Mało tego, podczas porodu podano kobiecie leki rozkurczowe, po których zemdlała i doszło do zatrzymania akcji porodowej. Maluszek w końcu się urodził. Natychmiast został zaintubowany, podano mu tlen i poddano wentylacji.

Jeszcze tego samego dnia noworodek został przewieziony do szpitala we Wrocławiu. Na oddział trafił w bardzo ciężkim stanie. Do tego doszło wodogłowie. Tam maluszek leżał 13 dni.

To nie koniec dramatu.16 października 1997 r. maluszek w związku z wodogłowiem został poddany operacji wstawienia zastawki Pudenza w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 4 we Wrocławiu. Okazało się, że zabieg wykonano nieprawidłowo i po pół roku operację powtórzono. Tym razem dziecku wstawiono dodatkową zastawkę drenującą torbiel. Potem była jeszcze seria zabiegów związanych z niewydolnością wszczepianych urządzeń. Tak było aż do 2002 r. Wtedy w Warszawie dokonano operacyjnej wymiany urządzeń. Tam też matka dowiedziała się, że stan dziecka może być wynikiem błędu lekarskiego podczas porodu.

Niestety maluszek stracił wzrok, doszło do porażenia mózgowego, padaczki, małomózgowia oraz dostał poważnych problemów urologicznych.

Wczesnej podczas wielu badań płodu nie stwierdzono żadnych schorzeń. Maluszek był zdrowy. Mógł normalnie się urodzić i cieszyć życiem. Dziś życie dziecka to ciągłe cierpienie i leczenie. Ciężko i nieuleczanie chory chłopiec wymaga stałej i kosztownej opieki. Miesięczny koszt leków dla dziecka wynosi 2 tys. zł. Dziecko jest w znaczym stopniu opóźnione w rozwoju i cały czas leży. Samo nie wykona żadnej, nawet najprostszej czynności.

Sprawa dotycząca błędu lekarskiego do sądu trafiła przed ośmioma laty. Pozwanym został wojewoda dolnośląski, pod którego podlegał szpital w Oławie. Urząd wniósł o oddalenie pozwu w całości nie dopatrując się błędów lekarzy. O to samo wystąpił szpital kliniczny. Nikt nie widział błędu. Tymczasem matka została z nieuleczalnie chorym dzieckiem. Nie odpuściła. – Proszę sobie wyobrazić, że matka dowiedziała się o błędzie lekarza dopiero podczas pobytu w Centrum Zdrowia Dziecka, wcześniej nikt o tym nie wspominał – podkreśla mecenas Szarata.

Sąd w czasie długiego procesu ustalił, że podczas porodu zielonogórzanki w szpitalu w Oławie nastąpiła zmiana personelu medycznego. Ustalił również, że stan dziecka został spowodowany niedotlenieniem okołoporodowym.

Po wieloletnim procesie, sąd we Wrocławiu uznał winę lekarzy w Oławie. To ich błąd spowodował nieuleczalną chorobę małego chłopca. Sąd uznał, że błąd lekarski spowodował 100 procentowy uszczerbek na zdrowiu dziecka i tym samym przyznał odszkodowanie w całości.

Chory chłopiec dostanie ponad milion złotych odszkodowania. Do tego wojewoda dolnośląski będzie mu wypłacał ponad 2 tys. zł renty każdego miesiąca. Wysokość renty będzie poddawana waloryzacji. – Z pewnością żadna kwota nie  jest w stanie zwrócić zdrowia małemu dziecku, ale z pewnością pozwoli na znacznie lepszą jego terapię i to mnie najbardziej w tej sprawie satysfakcjonuje. W leczeniu pomoże z pewnością również przyznana dożywotnia renta – mówi mecenas Szarata.

Wyrok został utrzymany w mocy po apelacji. Stronie zostaje już tylko kasacja, która jednak nie ma większego sensu.

To już drugie tak wysokie odszkodowanie wywalczone przez mecenasa Szaratę. Około 700 tys. zł musi zapłacić nowosolski szpital za błąd lekarski, w którego efekcie zdrowe dziecko nigdy już nie będzie się ruszać.

Krzyś z miejscowości koło Sławy zachorował we wrześniu 2008 r. Miał wysoką gorączkę sięgającą 40 stopni. Dziecko cierpiało na ślinotok, wymiotowało. Roczny chłopczyk dostał tików nerwowych i ataki padaczkowe. Zdrowe kiedyś dziecko, dziś nie chodzi. Ma stałe napady padaczkowe. Krzyś jest opóźniony ruchowo, nie mówi prawidłowo, a kontakt z nim jest bardzo trudny. Do końca życia będzie wymagał stałej opieki. – To bardzo przykre, bo chłopiec nie siada, nie mówi, nie chodzi, cierpi na padaczkę lekoodporną. Dziecko nie wykonuje samodzielnie żadnej czynności – podkreśla mecenas Szarata. Dziecko dziś ma już osiem lat i jest upośledzone umysłowo w stopniu głębokim.

Sąd przyznał dziecku wysokie odszkodowanie i dodatkowo rentę od szpitala uznając, że lekarze nie podali dziecku odpowiednich leków i zaniedbali leczenie.